Dziś czas na małe blogowe podsumowanie. We wtorek wieczorem lub może w środę rano - sama już nie pamiętam - blog wyświetliła kolejna osoba. Nie było to byle jakie, a okrągłe wyświetlenie. Numer 50 000. Cóż, łezka się w oku zakręciła. Nie liczyłam bowiem, nawet nie brałam pod uwagę tego, że dojdę tak daleko. Wiem, wiem. Tu zapewne większość blogsfery uśmiecha się pod nosem myśląc o swoich statystykach. Jednak, co mnie to obchodzi. ;) Ja będę fetować z powodu małych sukcesów. Także cóż. W ramach zebrania wszystkiego do tak zwanej "kupy".. Od marca, tak od początku marca mój blog wyświetliliście 50 000 razy. Profil na google włączono 248 000 razy. Wiele? Wiele! Obserwuje mnie tu 63 osoby, za co jestem bardzo ale to bardzo wdzięczna. Dzięki wszelkim "social'om" wpada tu nagminnie ludność nie tylko z Polski ale i z wielu państw świata - czasem sama się dziwię! Mam nadzieję, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli.. Już niebawem będę miała możliwość - a przede wszystkim umiejętności by wypisywać moje farmazony również w języku angielskim. Ode mnie - wielkie, piękne - dziękuję! Ściskam każdego z Was i całuję w czółko! Czy będzie lepiej? Na bank nie zależy to ode mnie. A od Was. Od tego czy w dalszym ciągu będziecie mieli ochotę mnie czytać. :)
Bounty. I mam przed oczami pewną podróż. Wiosenny, ciepły, słoneczny dzień. Chociaż może był to dzień letni? Wsiadam z Mamą do pociągu, dziękując w duchu, że nie muszę już spędzać czasu na brudnym peronie. Był naprawdę obskurny. Tak na marginesie. Siadam. Pamiętam, mimo iż zdarzyło się to.. 10 lat temu (?), że siedząc przodem do kierunku jazdy, wyglądając przez okno, poczułam coś w dłoniach. Mama sprezentowała mi batona. Ja, jako łakome dość dziecko oczywiście się ucieszyłam. Zobaczyłam w małej rączce coś niebieskiego..
Po latach postanowiłam wrócić do smaku z dzieciństwa, dzieciństwa które było dość bolesne, inne niż sielanka wszystkich dzieciaków dookoła. Jak to się mówi - swoje przeżyłam. Nie ma co się rozwlekać, dziś w końcu święto na blogu! Dziś zrecenzuję klasyka, batona którego zbytnio przedstawiać nie muszę, Bounty by Mars.
Opakowanie jest chwytliwe, ma coś w sobie. Szczerze? Mi się nawet podobało. Biel, błękit morza, zieleń liści palm.. Tu przez chwilę zastanawiałam się co poszło nie tak? Dlaczego jem Bounty'ego we własnym pokoju, a nie na tropikalnej wyspie? Dlaczego nie leżę pod palmą sącząc drinka, a spędzam czas w Polsce na rzeczach kategoryzowanych przeze mnie jako "prozaiczne"? Zdecydowanie złośliwość rzeczy martwych. Wracając jednak, bo nie ma co dłużej marzyć. Do opakowania nie mam większych zastrzeżeń (jak nigdy?).
Rozerwałam folijkę. W tym momencie poczułam zapach wydobywający się ze środka. Kwintesencja kokosa rzec można. Nut czekoladowych, czy kakaowych nie uświadczyłam. W zamian, nos mój musiał zmierzyć się z pewną nutą kwasowości. I zastanawiam się - czy była to kombinacja przyjemna?
Wyjmując batonik z opakowania, byłam bardzo zaskoczona. Zapomniałam już, że Bounty składa się tak naprawdę z dwóch mniejszych paluchów, a nie jak podejrzewałam - z jednego. Kiedy przeszło mi pierwsze zdziwienie, zaćmienie swego rodzaju poszło w niepamięć, obejrzałam je. Miały ciekawy, nieco owalny kształt. Przyzdobione były, oczywiście, typowym marsowym "gęsim kluczem". Urocze, doprawdy.
Rozkroiłam Bounty'ego. Przyjrzałam mu się. Zamknęłam oczy. Pokręciłam głową. Z nadzieją otworzyłam oczy drugi raz. Niestety. Nic się nie zmieniło. Widok, który zapamiętam chyba do końca życia (nie, tak na serio się nabijam), nieco mnie zmroził i szczerze powiedziawszy obrzydził. Wnętrze Mars'owego produktu było białe - przezroczystobiałe, poprzecinane (a raczej naćkane) wiórkami kokosa. Sama masa skojarzyła mi się z czymś na kształt morskiego głębinowego stwora. Nic przyjemnego. Nic, czym mogłabym się zachwycać. Czekolada, której jak to w produktach Mars'a nie pożałowano, była koloru jasnego brązu, nieco rudawego, mlecznego.
Ciekawa byłam smaku, a raczej zderzenia wspomnień i realiów. Poza tym, nie czarujmy się - proszę, to kokos. Kokos, którego smak kocham i kochać będę na wieki. Zaczęłam od zeskrobania czekolady. Tu się nie zaskoczyłam nadto. Była to wszystkim znana polewa Mars'a - słodka, może mleczna, bez konkretnego smaku. Środek.. Zacznę od konsystencji. Odebrałam ją jako galaretowatożelowowodnistoziarnistą, usianą wręcz wiórkami kokosowymi szeleszczącymi i chrupiącymi pod naciskiem zębów. Nie jestem przekonana czy to jest akurat moja ulubiony "stan skupienia". Na tę chwilę jestem bardziej na nie. Co do smaku.. Szczerze Wam powiem, przez tę dziwną strukturę, niewyraźną barwę.. Byłam skołowana. Skupienie się na smaku było wręcz wyczynem. Poczułam jedną wielką słodycz, taką drapiącą w gardle. Doprowadzającą do łez. Nieznośną i nieznoszącą sprzeciwu. Kokos? Czułam go, owszem. Ale to nie był ten poziom, o którym myślałam i który wspominałam. Liczyłam na coś naturalnego. Odniosłam natomiast wrażenie, że w mych ustach znalazł się orzech kokosowy "made in Czarnobyl". I to zasypany sodą. I solą. Całość okazała się być po prostu ultrasłodka. Nie mówię że zła, chociaż nie. Jednak mówię. Dla mnie to taki cukrowy ulep.. Nie, ja jestem na nie, przykro mi.
Zostanę w mojej krainie wspomnień. Tam on smakował.. Jakoś inaczej. "Bounty jest jakiś inny."
Nazwa: Mars, Bounty
Producent: Mars
Polska sp z o.o.
Skład: cukier,
wiórki kokosowe (21%), syrop glukozowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa,
odtłuszczone mleko w proszku, emulgatory (lecytyna sojowa, E471) laktoza,
tłuszcz mleczny, serwatka w proszku (z mleka) substancja utrzymująca
wilgotność, glicerol), sól, naturalny ekstrakt z wanilii.
Waga: 57g
Wartość odżywcza (B/W/T)/100g: 4/59/26
Kcal/100g: 488
Gdzie kupić: Tesco
Cena: 1.99zł
Ocena:
1/5
Wow, gratuluję! :)
OdpowiedzUsuńJa Bounty w mlecznej czekoladzie nie lubię, ale nie aż tak, aby dawać mu 1 punkt! :P Ten w gorzkiej wymiata <3
Czyli gorzkiego muszę spróbować :) Może gorycz czekolady zniwelowała to pełne zasłodzenie :)
UsuńI dziękuję <3
O rany, a już myślałam, że to tylko dla mnie nie jest "smak raju" :p Też go nie lubię!!!!!
OdpowiedzUsuńCo do statystyk, to ja.... mam 10 razy niższą liczbę wyświetleń, więc GRATULACJE!!! :*
Tym batonem, jak i paroma innymi słabymi produktami witają u bram piekieł :D
UsuńSpokojnie Kochana, ja wiem że ruszysz z kopyta! :)
Ostatni raz jadłam tego batona jak byłam mała, bardzo kojarzy mi się on z dzieciństwem :)
OdpowiedzUsuńMi również! Dlatego wymazuję to powtórne spotkanie z pamięci ;)
Usuńreklame bounty krecili na krecie - jakbys jednak chciala sie przeniesc na ta bajeczna wyspe na troche, to nie jest tak daleko :)))
OdpowiedzUsuńOch, niechże uzbieram pięniążki. I na bank się wybiorę :) Taki Bounty we wszystkich wymiarach :)
UsuńA już myślałam, że znów nie będę miała co pisać, ale porządnie mnie zaskoczyłaś. Nawet ja nie przyfasoliłam Bounty'emu jedynki, hahaha. Mistrzostwo wybredności :D
OdpowiedzUsuńStatystyk gratuluję ;* Część ludzi z zagranicy to niestety boty, ale część na pewno żyje :) Ja na swoje nie zaglądam, bo łatwo mi podnieść ciśnienie (że za mało, że za dużo). Od razu włącza się we mnie chęć konkurencji i nie czuję już radości z bloggowania. Jeśli więc nie chcę Was wszystkich znielubić, wolę do statystyk nie zaglądać.
I tak masz najlepszego bloga o słodyczach w Polsce, Olgo :) Twój najlepszy, Posypana Cukrem najgorszy. Reszta w porządku.
UsuńOlga, "Jak kochać to księcia, jak kraść to miliony.." Jak jeść to tylko cudne rzeczy. Nie ma półśrodków :)
UsuńKonkurencja tutaj ? :) Serio? :) :D Jeszcze nie uświadczyłam ale to może kwestia.. Nie, jednak przecież jestem ambitna ;) I nie znielubiaj nas, w sumie ja i tak mam ciepło.. Ale dziewczyny. Te promyczki ? ;)
Panie Anonimowy, osobiście jestem zdania, że wszyscy my "słodyczowi" prowadzimy dobre blogi - a przede wszystkim różne. Jednak dla czoko aplauz na stojąco, najwięksi zawsze będą hejtowani ;)
Najpierw do notki się odniosę ;) Gratuluję Ci takiego niesamowitego sukcesu! Jesteś wielka! I nie wiem za co mnie chwalisz, przy twoich sukcesach, tym bardziej Ci za to dziękuje ^^ Brawo! Co do Bounty, aż 1? no wiesz co... xDD Miałam napisać byś porównała z ciemną czekoladą z biedronki, ale lepiej nie ryj mi w takim razie psychiki xDD Ale to fajnie, że chciałaś odświeżyć nowe smaki ;)
UsuńTo prawda Olga to dla mnie niedoścignięty mistrz i kłaniam się jej w pas. A co do Czoko nie zgodzę się i podzielam zdanie Słodziutkich, zawsze najwięksi pozostają niezrozumiani, niestety ;)
Ale uważam, że jest też milion innych testerów którzy testują multum produktów i się nie ujawniają, i tego mi żal bo mogliby się podzielić tym co wiedzą :) Sama testuje od hmm.. 4/5 lat a dopiero od niespełna kwietnia recenzuję! czy żałuję, że nie wcześniej, oczywiście, ale widocznie tak miało być ;)
Jak za co Cię chwalę, jak za co? :) Za to, że z każdym dniem jestem tylko lepsza! :) Czyż to nie powód do pochwał? :)
UsuńFajnie byłoby gdyby nasza blogsfera, a przynajmniej nasza słodyczowa część poszerzała swe kręgi :) Super byłoby poznać nowe osoby.. Oraz oczywiście ich opinie :) To takie.. Pouczające :)
Och Słodkie... jakaś ty słodka i utopijna :D nie martw się bo ja również :* ;)
UsuńJadłam go jak byłam dzieckiem, tylko raz, pamiętam, że strasznie mi nie smakował, od tego czasu nawet nie myślałam by kupić go ponownie i po przeczytaniu raczej się nie skusze :)
OdpowiedzUsuńMożesz próbować, kto wie.. Gusta są różne ;) Dla mnie totalnie nie. Ale znajdzie się ktoś, kto będzie go wielbił pod sam sufit i jeszcze wyżej ;)
UsuńJadłam go bardzo dawno temu i mi smakował. Jednak tak patrząc na skład i w ogóle... sama nie wiem, chyba wolę go na razie nie kupować, bo po co sobie wspomnienia psuć? :P
OdpowiedzUsuńJa to zrobiłam. Jednak wymazuję ostatnie spotkanie z pamięci ;) Chcę pamiętać te dobre chwile - wyłącznie ! :)
UsuńJa tak miałam z pewnymi drażami... recenzję wrzucę, jak mi złość na nie minie. Wspomnienie z dzieciństwa: coś niebiańsko pysznego, a tu... szkoda gadać. :P
UsuńMasz rację, nie wracaj do ostatniego spotkania, żyj wspomnieniami ! :)
UsuńJak kocham wszystko co kokosowe tak samego bounty nigdy nie lubiłam o dziwo! Okej, nie jadłam go wiele lat i może jako iż moje kubki smakowe dojrzały do doceniania zupełnie innych smaków niż wtedy kiedy byłam dzieckiem (haha jak to mądrze brzmi :D) to by się w tej kwestii trochę zmieniło. Jednak zawsze nie pasowało mi to nadzienie - wydawało mi się bardzo sztuczne w smaku. Takie wiórki kokosowe zatopione w czymś słodkim... no nieee. :<
OdpowiedzUsuńWiem Sis, ja również kocham kokos jak własną Matkę. Nadzienie jest okrutne, mix z czekoladą.. Jeszcze gorszy. Nie mój poziom zasłodzenia :)
UsuńGratuluje wyniku, pamiętam jak ja się cieszyłam gdy dzienna ilość gości osiągnęła 100 :D Ale już od dawna nie zaglądam w statystyki, bo po co?
OdpowiedzUsuńBounty czyli słodkie sztucznie kokosowe paskudztwo, którego nigdy nie polubię więc daruje sobie tę drogę przez męki i nie kupuje.
Małe radości, nie ma co ;) Myślę, że z biegiem czasu i mnie znudzi to grzebanie w statystykach :)
UsuńUf, czyli nie jestem sama w tej opinii - dość karcąco-oczerniającej :)
Hm.. kiedyś lubiłam, ale jadłam sporadycznie. Nie do końca przemawiała do mnie konsystencja nadzienia (?), za dużo niezblandowanych wiórków. ;)
OdpowiedzUsuńJa również mam zastrzeżenia co do konsystencji.. I koloru nadzienia :) Coś zupełnie nie mojego :)
UsuńGratulacje :) A Bounty dla mnie już też nie jest tym samym batonem :/
OdpowiedzUsuńDziękuję! :))
UsuńMuszę przyznać.. Że dla mnie również :)
Bounty to nasza miłość właśnie z dzieciństwa, ale przyznać się musimy, że nawet nie pamiętamy kiedy tak właściwie jadłyśmy go ostatni raz :P W ciemnej czekoladzie na pewno smakował nam o wiele bardziej, bo faktycznie samo wiórkowe nadzienie jest przesłodzone na maksa, więc deserowy akcent w tym przypadku sprawdza się lepiej.
OdpowiedzUsuńGratulujemy, prawda, że w blogosferze ten czas jakoś szybciej leci? :D
Się było.. Młodym i głupim.
UsuńTego w ciemnej czekoladzie wypróbuję - a jakże. Ale to raczej w dalekiej przyszłości :)
Dziękuję! Czas tutaj płynie w zawrotnym tempie. Ani się obejrzę, a strzeli mi pół roku :) Cudne to miejsce :)
co do podwójnych batonikow pamietam jak bylam mala i kolega mnie wkrecil ze ktos WSZYSTKIE BATONIKI POŁAMAŁ :D i zebym poszukala niepołamanego (ja naiwna :D)kiedy skosztowałam wielki zawód! nigdy go nie lubiłam i nie polubię. W wersji lodowej jeszcze jakooo takoo ale batona nie rusze FE
OdpowiedzUsuńHahahahahaha :D Wygrałaś mój dzień! :D
UsuńLoda nie jadłam.. Ale skoro ma być lepszy.. Może zawieje mnie do sklepowej zamrażarki :)
Zupełnie się nie zgodzę z Twoją opinią. Uwielbiałam Bounty za dzieciaka i niedawno miałam okazję go spróbować po dłuuugiej przerwie. Smakował dla mnie tak samo dobrze. Owszem, jest bardzo słodki, ale pyyyyyyyyyyyyszny :D. Te wiórki kokosowe, ta mleczność, ta dziwaczna czekolada. Mniam :D Obok Snickersa mój ulubiony popularny baton!
OdpowiedzUsuńWiem, wiem.. Już gdzieś czytałam o Twoim zamiłowaniu do tego kokosowego zlepu :)
UsuńA ja ani Bounty ani Snickersa. Co poszło nie tak ? :)
Jadłam go ostatnio... kilka lat temu. Pamiętam dość mocno kokosowy smak.
OdpowiedzUsuńJednak kiedy ostatnio próbowałam wersji w deserowej czekoladzie - to jest to! I tak zjadłam tylko kawałek, więc co by musiało być przy mlecznej. Podziękuję. Mógłby być jednak szerzej dostępny, nie tylko w Biedrze.
Kolejny raz w komentarzu czytam o wersji dark - chyba czas porównać :)
UsuńSłodycz tego.. Zabija :)