Za co tak naprawdę kocham lato? Czy jest to tylko i wyłącznie wolny czas? Nie. Gdyby tak było.. W sumie tych wakacji nie mogłabym do końca uznać za takie "moje". Pracy mam sporo ale prokrastynacja wygrywa ze mną na każdym kroku - kończę z tym jednak, nic nigdy nie będzie silniejsze ode mnie, już nie! Wracając do sedna, czym zauroczył mnie już dawno wakacyjny czas? Odpowiedź jest krótka. Burze! Dla mnie lato równoznaczne jest z burzą, a ja - ja kocham to zjawisko. Wszelkie pogodowe anomalie bliskie są memu sercu. Nie wiem skąd mi się to wzięło, myślę że wiele czynników wpłynęło na takie, a nie inne zamiłowania. Po pierwsze, pamiętam jak za młodu (jakbym teraz była stara), często oglądałam z Tatą burze. Po prostu, nieodpowiedzialni nieco, wychodziliśmy na środek podwórza i oglądaliśmy jak chmury przemieszają się wzdłuż Wisły, jak kolejne pioruny (zapewne) uderzają w lustro wody. Szliśmy, nie opierając - a przeciwstawiając się, podmuchom wiatru totalnie nie martwiąc się o siebie (może Tata o mnie tak?). Słuchaliśmy grzmotów, nasłuchując potężnego trzasku po którym mój "Papa" zawsze mówił: "Chodź do domu, burza przeszła przez Wisłę, zaraz i u nas będzie piekło". Wtedy to zawijaliśmy się do schronienia. Siadaliśmy w pobliżu okna i oglądaliśmy widowisko - mini Sylwestra. Komentowaliśmy każdy ujrzany, to mniejszy, to większy piorun.. Piękny czas. To takie momenty, które w pamięci - a przede wszystkim w sercu zostaną ze mną na zawsze. Po drugie, przeżyłam jedną taką anomalię, mimo iż nie widziałam jej (szansa jeden na miliard, a ja ją przegapiłam).. I po trzecie - oglądałam "Twistera" tysiące razy. Dlaczego do tego nawiązuję? Dzisiejszy dzień dla centralnej Polski (dla mnie!) może być trudny, radzę uważać. Prognozy wskazują, że dziś niesamowicie burzowo-niebezpieczny dzień. To okropnie straszne ale ja zamiast bać się, martwić o los wielu ludzi.. Niesamowicie się ekscytuję. Uważajmy i oglądajmy więc. Pozdrawiam, Słodkie Abstrakcje :)
Po bezsensownym i wyczerpującym wstępie przejść mogę do konkretów. W końcu nie spotykamy się tu, by pogadać o moich zainteresowaniach - a raczej o słodyczach (teoretycznie :D ). Zdrowe, fitsłodycze? Czy to w ogóle ma rację bytu? Tak. Ludzie to jednak naprawdę pomysłowe, zmyślne istoty. Jak pogodzić swe łakomstwo i dbałość o sylwetkę? Batony? Proteinowe? Jak najbardziej! Słodycz to słodycz jednak - zapraszam więc na recenzję najpopularniejszych chyba batonów tego typu (tak, instagramy są przepełnione zdjęciami tego cuda!) - Quest Bar w wersji smakowej Apple Pie.
Co powinnam najpierw zrobić? Najpierw powinnam podziękować za ten produkt, także dziękuję anonimowo, jednak publicznie. ;*
Pierwsze o czym pomyślałam, kiedy zobaczyłam tę niespodziankę - fit baton, dla fit dziewuszki (to ja! :) ). Wielu osobom batony te kojarzą się z wielkimi karkami pakującymi na siłowni przynajmniej po trzy godziny, sześć dni w tygodniu (dzień na regenerację, trzeba zapamiętać!). Dla mnie? Świetne uzupełnienie diety, kobiecej. Właśnie ni w ząb nie widzę Questa w męskich rękach. Cóż..
Ale konkrety, dziewczyno, konkrety!
Kiedy wzięłam już batona do ręki, kiedy wzięłam go - z zamiarem przetestowania, wreszcie miałam okazję przyjrzeć się z bliska opakowaniu. Zazwyczaj miałam okazję podziwiać je jedynie na wcześniej wspomnianej społecznościówce, ewentualnie podczas zakupów odżywek białkowych w e-sklepach. Czerwone (dla tej wersji smakowej), nowocześnie wyglądające, sportowodynamiczne.. Idealnie pasujące do produktu przeznaczonego umownie dla sportowców, ludzi żyjących aktywnie. Zauważyłam, że na błyszczącej folijce panuje fitchaos. Po lewej stronie logo producenta oraz nazwa, po prawej apetycznie wyglądająca szarlotka, ciasto z jabłkami zwieńczone lodami. Czyli niby standard. Jednak wszędzie, wszędzie dosłownie, dodatkowe informacje, rozrzucone..(chciałam napisać niczym gówno w polu ale nie będę się wyrażać). Tu "20g białka", tam "7g "Net Carbsów"" - polecam google, jeszcze gdzieś indziej "Bez dodatku cukru". Ech. Rozgardiasz z opakowania przeniósł się do wpisu, a było tak przejrzyście. Kontynuuję zostawiając te kwestię, bo zaraz się zagubię.
Otworzyłam opakowanie, powoli zbliżyłam je do nosa. Zupełnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać ale nie powiem podobało mi się to - teraz nie boję się nowości, co więcej lubię je odkrywać. Wciągnęłam powietrze - czysty cynamon. Charakterystyczny ostro - słodki zapach. Jeden z moich ulubionych, musicie wiedzieć, że jestem miłośniczką jego aromatu.
Wyjęłam, z trudnością ale wyjęłam ciemnobeżowego koloru prostokącik. Błyszczący bloczek usiany był drobinami koloru pomarańczowego, rudawego oraz ziarenkami - dosłownie - o brązowej barwie. Widok nadzwyczajny, inny ale ciekawy. Pomyślałam: "takich rzeczy nie spotyka się na co dzień".
Wzięłam bryłkę, lepiła się nieco, jednak nie pozostawiała nic a nic na palcach - więc wybaczyłam jej wszelkie winy.
Do testu smaku zbierałam się dość długo. Szczerze? Miałam ochotę schować batonik do opakowania, zgrzać folijkę i zostawić w szafce po wsze czasy. Jednak jak mówi ludowa prawda i mądrość "Co się zrobiło, to się nie odrobi" - zaczęłam, z zacieszem na ustach, to muszę przyznać. Wzięłam małego gryza. Moje kubki smakowe zalała cynamonowa fala. Kolejną była słodycz.. Sztuczna słodycz, słodzikowa, nieco chemiczna - nie przeszkadzała mi ona, sama używam sztucznych cukrów, spożywam odżywki białkowe o podobnym posmaku, jednak osoby niezwyczajne chyba mogłyby mieć problem. Szarlotka? Owszem, jedząc Quest Bar'a, gdzieś tam miałam jej smak w głowie.. I na języku. Nie była to jednak szarlotka Babć i Mam.. Konsystencja była przedziwna. Baton był lepki, ciągnący nieco, nieco gumowaty. Z drugiej strony sprawiał wrażenie prochowego, rozdrobnionego, rozczłonkowanego.. Niespójnego. Nie potrafię tego nawet dobrze opisać. Ciemniejsze cząsteczki okazały się być miękkie, delikatne. Chyba były to kawałki jabłek.. Jednak tego pewna być nie mogę.
Może jestem szalona.. Ale to naprawdę mi smakowało! Im dłużej to, niczym krowa trawę, przeżuwałam tym bardziej byłam przekonana, że mogłabym to jeść od rana do wieczora - bez końca. Quest Bar'y to produkt dla ludzi o mocnych nerwach, tak myślę - dla takich lubiących niezidentyfikowane, kosmiczne i dziwne smaki. Zdecydowanie wersja smakowa dla fanów cynamonu! Wiecie, w końcu jadłam słodycz normalnie, bez wyrzutów sumienia. Mam nadzieję, że kiedyś sama doposażę się w więcej smaków.. Bo bardzo ich jestem ciekawa. Z resztą, mimo iż debiut mam za sobą, Quest Bary dalej mnie intrygują, jakbym nigdy nie miała z nimi styczności.
Nazwa: Quest Nutrition, Quest Bar Apple Pie
Producent: Quest Nutrition LLC
Skład: (nie
każcie mi tego tłumaczyć, nie dziś błagam) ;D
Waga: 60g
Wartość odżywcza (B/W/T)/60g: 20/25/5
Kcal/60g: 180
Gdzie kupić: prezent
:D
Cena: prezent
Ocena:
4.5/5
Ojej, ale cudo! Smak kusi...właściwie każdy kusi! Czemu to jest takie droooogie :'(?
OdpowiedzUsuńAch cena jest masakrycznie wysoka.. :)
UsuńCudo <3 Taaak <3 Żałuję, że pożarłam!
Cynamon? Dla cynamonu zawsze jestem na tak, choć cała reszta nie za bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam burze :) Wspaniałe zjawisko. Nie lubię jednak burzy podczas prowadzenia auta :P
Cynamon tak - jestem totalnie uzależniona, dodaję do wszystkich słodkich dań :)
UsuńMam nadzieję, że dziś nie prowadzisz- ma być szaleństwo zwłaszcza pas centrum :)
Ajajaj! Jak kusisz! i zresztą wszyscy, jakbyście się normalnie zmówili! Kurde ale to świadczy, że coś w nich musi być skoro ani wygląd was nie odstrasza ani cena! Muszę zostać przy rzeczywistości i oddać się mżonkom, że kiedyś jakimś cudem spadną mi z nieba... ale wątpie...
OdpowiedzUsuńAch przez te batony zapomniałam napisać, że ja mieszkam w Świętokrzyskim i wczoraj burza dała się we znaki, jadłam po ciemku normalnie xDD A więc Pozdrawiam! Zarcie-zarelko-jedzonko xDD
UsuńTo prezent, cena mnie przeraża - jednak chyba pójdę do roboty by na nie zarabiać, waarto :) Poza tym uwierz Słoneczko, marzenia się spełniają :*
UsuńDziś czeka Cię dzień drugi burz, pozdrawiam z Mazowieckiego :)
Ha, pójdę z Tb :* Tym bardziej, że nie mam sąsiadko tak do Ciebie daleko :D Może się spełniają, ale nie u mnie ^^
UsuńHahaha, miałaś rację sąsiadko, pozdrawiam Cię z Świętokrzyskiego po 3 burzach dzisiaj xDD
Hohoho taka ze mnie pogodynka! :)
UsuńOmniomniomniom <3 Cieszę się, że Ci smakowało!!! Bo szczerze, to trochę się obawiałam ;)
OdpowiedzUsuńi nie martw się, będzie dostawa ;)
Spokojnie Kochana, ja mam odporne podniebienie - chyba ;)
UsuńW takim razie już szukam czekolad unikatowych! Bo inaczej to się chyba nie wyplacę, oooo ile w ogóle to zrobię :)
Kocham szarlotki i coś tak czuję, że i tego batona bym pokochała!
OdpowiedzUsuńNa bank :) Jeżeli jesteś szarlotkowym maniakiem to zdecydowanie Twoje smaki :)
UsuńJa go jutro opublikuję, więc nie będę nic zdradzać ;* ;)
OdpowiedzUsuńZdradź mi chociaż.. Czy choć w małym, maleńkim stopniu się ze mną zgadzasz? :)
UsuńNo dobra, w takim tycim, tycim stopniu mogę przyznać, że być moooże ;D aczkolwiek no wiesz do końca to nie wiem! :)
Usuńnaprawde tylko 180 kcal na 100g???
OdpowiedzUsuńOmyłka, pomyłka.. Oczywiście makro i kalorie na 60g. Już poprawiam - dziękuję że zwróciłaś na to uwagę ;)
UsuńNie zapominajmy jednak, że mimo wszystko 80kcal z tego batonika pochodzi z białka.. :) No i 45kcal z tłuszczy. Więc nie jest źle ;)
Intrygują mnie te batony, jednak nie ten smak :)
OdpowiedzUsuńMnie intrygują wszystkie ale to wszystkie smaki :)
UsuńJAK JA CHCĘ SPRÓBOWAĆ JAKIEGOŚ QUESTA W KOŃCU.... :< Te batoniki mnie tak kuszą i kuszą. Nie słyszałam chyba aby komuś nie smakowały. :D
OdpowiedzUsuńPrzy takich makroskładnikach nie mogłyby nie smakować ;)
UsuńSpróbujesz! :*
My uwielbiamy spać w momencie burzy :D Naprawdę wbrew pozorom nas to uspokaja :D Za to młodsza siostra panicznie boi się wszelkich tego typu rzeczy :P
OdpowiedzUsuńTe batony zawładnęły blogosferą także i my mamy nadzieję, że kiedyś jednak na nie trafimy to nawet nie będziemy się zastanawiać tylko kilka sztuk weźmiemy :D
Ja kiedyś obudziłam się podczas burzy i byłam dość .. Skołowano-przerażona :)
UsuńTraficie i zjecie! :) Na bank :)
ooo nieeee jadłaś bez pieczenia? :(
OdpowiedzUsuńz mikrofalowki inaczej smakuje <3
Może następnym razem, dopiero po skosztowaniu widziałam myk z podgrzaniem :)
UsuńCo do pogody - straaaszna dziś i właśnie zaczęła się burza. Boję się burzy...co do ciastka to cynamon bardzo lubię i mimo, że wygląda hmmm dziwnie to bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńNie ma się czego bać! :)
UsuńWygląda dziwnie.. Bardzo. Trochę jak zabaweczka :) Ale jest zasmaczysty ! :)
Tego tez będę musiała kiedyś kupić, jak się ponownie odważę odwiedzić sklep "dla mięśniaków". To mój smak.
OdpowiedzUsuńUwielbiam burze, ale wola ją oglądać w bezpiecznym suchym pokoju a nie na zewnątrz. Nie zliczę ile razy totalnie przemoczona wracałam do domu.
Nie ma co się bać "karków", ja mam wrażenie że to serio najbardziej normalni ludzie na świecie, mający pasję i wiele cierpliwości do pracy nad sobą :)
UsuńJa wczoraj podziwiałam burzę z balkonu <3
Ojjj, kiedy ja wreszcie spróbuję jakiegoś Questa? Niekoniecznie tego, choć szarlotkę kocham, zwłaszcza tę z duuużą ilością cynamonu (i orzechami <3). W proteinowej serii kusi mnie dużo smaków, aż nie wiem, od którego chciałabym zacząć. A burz się boję, tych potężnych, bo za każdym razem mam wrażenie, że... wybije mi szyby wiatrem :D Skądinąd czytałam ostatnio "Przebudzenie" Kinga, gdzie jednymi z wątków są piorun i burza właśnie, ale słabo się skończyła, nie ma po co sięgać.
OdpowiedzUsuńMyślę, że niebawem ;) Szarlota z cynamonem to miazga! :)
UsuńJa uwielbiam takie burze, im ciemniej i głośniej.. Tym lepiej :)
Tam gdzie słodkości tam i ja :) uwielbiam słodycze,podoba mi się Twój blog :)
OdpowiedzUsuńI ja uwielbiam, choć cały czas muszę się do nich przekonywać :)
UsuńCieszę sie, że Ci się podoba! :) Zapraszam częściej, zostań ze mną :* ;)
...hmmm, nie wiem czy nie wolę i osobno jabłka, czekoladę i cynamon.
OdpowiedzUsuń