Postanowiłam. Postanowiłam nie złościć się na rzeczy, na które nie mam tak naprawdę najmniejszego wpływu. To takie kredo jednej z moich Sióstr. Wzięłam je sobie do serca, dlatego też otwieram laptopa z uśmiechniętą duszą i buzią.. Mimo iż wiem, co tak naprawdę mnie tu czeka. Hah. Ale nie będę psioczyć od rana, pięknego ranka raczej (witaj słoneczko!), a wezmę się w garść i napiszę recenzję, jedną z pierwszych - tych delektowanych, a nie "cheatowych". Dacie wiarę - przemogłam się! Nie wierzę ile sił mam, psychicznych i fizycznych. I jakby nie było, zawdzięczam to jednej, jedynej osobie - Carlannite. Będzie, musi być dobrze!
Wspominałam kiedyś, że wielbię chodzić z moim Bratem na zakupy? Chyba nie. W ogóle zacznę od tego, że z moim Bratem.. Jesteśmy kumplami, serio. Niewiele jest tak zgodnych rodzeństw na świecie. Dogadujemy się, a dzieli nas aż 4 lata (tak, to ja jestem ta starsza..). Pewnego dnia wybraliśmy się na miasto, miałam parę spraw do pozałatwiania - On zgodził się mi towarzyszyć. I tak ruszyliśmy przed siebie, mimo upałów, górującego Słońca, takiego piekła na ziemi. Na koniec stwierdziliśmy zgodnie - "Czas na zakupy"! No jak czas, to czas, nie ma co. Ruszyliśmy do Kauflandu. Tam jak zwykle odstawialiśmy szopkę. Mamy różne głupkowate pomysły. Czasem tańczymy, czasem się ganiamy, przedrzeźniamy, czasem on nazywa mnie "mamą", czasem ja mówię do niego "synu". Załadowaliśmy do koszyka naprawdę pokaźną ilość rzeczy.. Jednak przy kasie stwierdziłam "Cholerka, czegoś mi tu brakuje". Podleciałam do półki z przecenami.. Patrzę - a tam, na samym wierzchu leży, czeka na mnie, uwodzi pięknym opakowaniem. Nie oparłam się. Stąd dzisiejsza recenzja mojej pierwszej czekolady od Lindt'a - Pistachio Delight With Almond Pieces.
Wspomniałam wyżej o opakowaniu. Pokaźnej wielkości kartonik, utrzymany był w kolorystyce jasnej - dominowała biel i zieleń, barwy te połączone były mocnym brązem i złotymi elementami. Szczerze? Byłam zachwycona. Sama oprawa była.. Niesamowita. Jakbym patrzyła na dzieło sztuki. Dla mnie.. Ja chylę czoła. I dodaję wszystkie te kolory do moich ulubionych! Żadnego kiczu, żadnego odpustu.. Czysta elegancja.. Poezja.
Unpackingowi towarzyszył szczery uśmiech na twarzy. Uśmiech i ekscytacja. Wynikała ona chyba z faktu, iż był to mój "pierwszy raz" z czekoladami Lindt (praliny jadłam kiedyś, jednak.. to nie to samo). Z resztą muszę przyznać, że i w tym momencie, a mamy 8:59 - dalej czuję to samo pobudzenie, co przy otwieraniu kartonu.
Delikatnie otworzyłam opakowanie, zdjęłam sreberko.. I zobaczyłam coś co nieco złamało mi moje malutkie serduszko - czekolada była pęknięta. Liczyłam się z tym, w końcu za "free" nie położyli Lindta na promocji.. Ale.. Ech..
Kiedy już otarłam łzy, ułożyłam ją niczym puzzle.. Oniemiałam. Tabliczka była po prostu piękna - piękna niczym blondynka w długiej czerwonej sukni. Solidne kostki, dziesięć dokładnie - grube, masywne, sprawiające wrażenie ogromnych, sygnowane były logo producenta.. I czymś jeszcze. Czyżby to znak firmowy? Czułam się jakbym podziwiała przynajmniej Wielki Kanion, a nie 150gramową tablicę.
Po krótszej, tak przyznam - krótszej, kontemplacji doszłam do wniosku.. Że moje oceny były niczym. Jeżeli kiedyś wspominałam o cudnym zapachu kakao, czekoladowej głębi oceanu, cofam to. Dopiero po otwarciu tej czekolady, poczułam to co napisałam wcześniej. Kakao - słodkogorzki zapach, lawina aromatów - czekolada w pełnej krasie. Pewnego rodzaju surowość. Do tego woń migdałów i pistacji. Delikatna dosłownie nuta alkoholowa. Niebo i piekło, czułam wszystko. Zaintrygowanie. Czułam.. Że nie mogę doczekać się konsumpcji.
Ułamałam pasek, czekolada pękła bez żadnego większego oporu. Zbeszcześciłam Lindt'owe cudo, by ujrzeć wnętrze czekolady. W przeciwieństwie do ciemnego brązu otoczki, serce okazało się być jasnym tworem. Środek był koloru bardzo lekkiej zieleni, bieli, z domieszką dosłownie, zielonej barwy (powiedziałabym pistacjowy, no ale blond to nie stan umysłu podobno). W orzechowej masie widać było dość pokaźne, jak na tak cienką czekoladę, kawałki złotożółtobrązowych migdałów. Magia.
Pierwsze co poczułam biorąc samą czekoladę do ust, to dziwny orzechowo-truflowy smak. Nieco gorzki, nieco słodki, z wyczuwalną w tle alkoholową nutą. Subtelną i delikatną. Dziwiłam się, że sama tabliczka tak wiele wyciągnęła od nadzienia. Po pierwszym szoku, zasmakowałam tej rozkoszy - słodycz jednak taka wyważona, inna. Napewno nie taka z którą spotykałam się do tej pory. Kolejno gorycz, znośna mimo iż wykręcająca język, odrętwiająca. Czekolada bez trudu rozpuszczała się w ustach, zalewając kubki smakowe swym ciekawym bukietem. Kremowa i aksamitna, jednak zachowująca swój drapieżny nieco charakter. Masa pistacjowa - tak, wyraźnie pistacjowa. Może jednak bardziej marcepanowa.. Marcepanowo-pistacjowa.. Skąd ten marcepan? Krem był tłustawy ale nie tłusty, myślę że temu zawdzięczał on swą lekką i gładką konsystencję. Migdały były chrupiące, tłuste - przyjemne dla buzi, pokręcały smak - scalały tabliczkę czekolady.
Całość była wykwintna. Dla mnie to zupełnie nowe doznanie, odkrycie. Coś co mnie zaintrygowało. Lindt, muszę przyznać, teraz ogólnie zaczął mnie pociągać - tęsknym wzrokiem patrzę na sklepowe półki. Chyba już się od niego nie uwolnię. I dobrze! Kurcze, nie ma chyba na świecie podobnej rzeczy, którą miałabym w ustach. Ta czekolada była przepyszna, jednak smaczna inaczej niż ukochane praliny Moser Roth, czy Ritter Sport, Nugat - rzeczy za którymi szaleć będę w dalszym ciągu.. Ale na innym poziomie. Chyba zaczynam tę przygodę, przygodę z Lindt'em!
[9:59] - spojrzałam na skład.
Nazwa: Lindt; Creation, Pistachio Delight With Almond Pieces
Producent: Lindt
& Sprüngli (Poland) Sp. z o.o
Skład: cukier,
miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, olej kokosowy, migdały
(3%), krem migdałowy (migdały, cukier), tłuszcz mleczny, laktoza (z mleka),
emulgator (lecytyna sojowa), barwnik (chlorofile (ekstrakt ze szpinaku)),
aromat pistacjowy, odtłuszczone mleko w proszku, aromat (wanilina), ekstrakt
słodowy jęczmienny. Może zawierać orzechy laskowe i inne orzechy. Czekolada
ciemna: masa kakaowa minimum 47%.
Waga: 150g
Wartość odżywcza (B/W/T)/100g: 6/46/37
Kcal/100g: 555
Gdzie kupić: Kaufland
Cena: 7.79zł
(promocja)
Ocena:
5/5
Ja powiem tak: smakowała mi, ale nie wiem, czy aż na tyle, żeby znów kupić, do recenzji. W dodatku fakt, że tu Lindt "popisał się" składem... hm, no nie wiem. Może mimo wszystko kupię, bo o tej czekoladzie mam do powiedzenia znacznie więcej, niż na jeden komentarz.
OdpowiedzUsuńCieszę się jednak, że Ci smakowała. ;)
Nie mam jej z czym porównać póki co! :) Ale myślę, że zmieni się to niebawem.
UsuńCo do składu - ja to przemilczę. Już wiem teraz przynajmniej skąd ten marcepan. Ciekawe, że nigdy nie czytam składów, dopiero wrzucając recenzję :D
Widzę, że mamy zgodne zdanie! Ta czekolada mimo mało intensywnego pistacjowego smaku jest obłędna! <3
OdpowiedzUsuńA ja z moją siostrą jesteśmy jak psy. Normalnie po zabijać, a nasza różnica wieku też wynosi 4 lata :P
Dla mnie jest pistacjomarcepanem ;) Co nie dziwne skoro zamiast pistacji jest migdał, a z zielonego tworu ostał się jedynie aromat :)
UsuńHahaha, rodzeństwo <3 :)
też nigdy nie jadłam czekolady Lindt - czas to zmienić w takim razie! :D co do składu - pozostawia wiele do życzenia, ale czasem można poszaleć:)
OdpowiedzUsuńCzas, oj czas najwyższy Kochana! :)
UsuńSkład jest dobry, tylko pistacji brakuje :D
Też miałam takiego przyjaciela, ale życie bywa.. życiem. I tyle. Cieszę się, że tak mocno związałaś się z Carlannite. Ja też dzięki blogosferze poznałam ludzi, z którymi można pogadać nie tylko w komentarzach, z niektórymi nawet prosto z serca. A czekoladę spróbuję, w końcu to Lindt. Po średniej przyjemności, jaką dała mi Pistachę, tę tabliczkę odłożę w czasie, żeby pamięć o pistacjowości pistacjowego kremu się zatarła. I wiem, że to zupełnie co innego, inna kompozycja smakowa, inne proporcje i skład, ale jednak lekka niechęć została.
OdpowiedzUsuńJa się cieszę, że Was wszystkich tu mam - dziwne ale traktuję Was bardzo po koleżeńsku :)
UsuńA pamiętam tę Twoją tabliczkę, a raczej bomble :D Odłóż w czasie, faktycznie może przejdzie Ci to obrzydzenie :)
hmmm... masz zajedwabiste rodzeństwo :D Ale wariat z Ciebie nie ma co xDD Choć też kocham wyprawy do kaufa ^^ Mam pytanie ale nie rozumiem do końća co oznacza [9:59] - spojrzałam na skład... To była aż taka trwoga czy coś? :)
OdpowiedzUsuńCo do czekolady, masz niezwykły dar przekonywania! 5/5!? kurde... a teraz pytanie w mojej głowie dać 9 zł czy nie xDD
Rodzeństwo mam świetne, na lepsze trafić nie mogłam ;)
UsuńA co do godziny - to chwila w której zobaczyłam skład.. I brak pistacji :o
Dać zdecydowanie!! :)
Hahahaha, teraz jarzę, ja to mam mózgownicę :D
UsuńSuper że zgrana z Was taka paczka wariatów :)
a pistacji szkoda, że nie ma bo... to moje ulubione orzechy! ^^
Ja lubię ale .. Nie aż tak :) Dla mnie prażone laskowe wymiatają. Nie ma rzeczy lepszej :)
Usuńdla mnie są... PISTACJE!!! :D
UsuńJest tłuszcz kakaowy i mleczny czyli to co w prawdziwej czekoladzie powinno być! :) Nie jadłam jeszcze tej wersji. Dla mnie ideałem słodkości są praliny Lindt - te czerwone mmmmmmmmmmm ;)
OdpowiedzUsuńTak tak, wydawało mi się jednak że prócz tego w pistacjowej tabliczce powinny być.. Pistacje ? ;) Do reszty nie mam zastrzeżeń ;)
UsuńPraliny.. Oj tak i ja lubię! I to bardzo :)
Nie lubię niczego co o smaku pistacji poza samymi pistacjami. :D Te orzeszki uwielbiam, to jedne z moich ulubionych. Jednak jestem pewna, że ta tabliczka przekonałaby mnie do produktów o ich smaku. Lindt chyba nie może być niedobry! :D Oczywiście nie chcę generalizować, bo pewnie i jemu zdarzają się wpadki niemniej jednak jego dobrej jakości czekolada zawsze wynagradza mi nawet kiepskie nadzienie. :-)
OdpowiedzUsuńDokładnie, a czekolada to niebo.. Ja wiem że mało jeszcze w życiu jadłam.. Ale to.. Sooo yummy ;)
UsuńMożesz kiedyś namówić kogoś na kupno i podkraść MALEŃKĄ KOSTECZKĘ :D
Trochę mnie podłamałaś tym marcepanem, ale nie maco, w końcu się wezmę i ją spróbuję.Uroczo się czyta taki totalny zachwyt podczas Lindtowego "rozdziewiczania". Życzę by wszystkie napotkane Lindty tak samo cię zachwyciły. A zanim się obejrzysz będziesz wcinać Zottery ;)
OdpowiedzUsuńJa nie lubię, znaczy nie lubiłam marcepanu. Teraz jest.. Jakby znośny :)
UsuńNie ma to jak kobieca intuicja! Coś Cię ciągnęło, aby zajrzeć na przeceny - i tam właśnie na Ciebie czekał Twój pierwszy Lindt :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie ma tu pistacji, tylko aromat... Marcepanowość tej czekolady nie jest więc czymś dziwnym, gdy spojrzymy na skład.
A teraz Cię zaszokuję... Próbowałam dotąd 102 czekolad Lindta i... Creation Pistachio Delight była jedną z tych najsłabszych :D. Zobacz więc, ile jeszcze cudowności przed Tobą! :D
Kobiety to jednak cwane bestie są! :) Intuicja nie pozwoli nam zginąć :)
UsuńWłaśnie widziałam, właściwie zauważyłam przy przepisywaniu że to tylko aromat.. I że jadłam marcepan! A pluję marcepanem na prawo i lewo. Może zmienił mi się smak :D
102?! SZALONA! :) ... Ja już nawet nie chcę wiedzieć co przyjdzie mi odkryć! :)
Haha, no to czasem dobrze jest nie czytać składu przed spożyciem :). Pewnie byś po nią nie sięgnęła, gdybyś wiedziała, że jest tam marcepan.
UsuńTak, dokładnie 102. Tu są wszystkie: http://theobrominum-overdose.blogspot.com/search/label/Lindt
Zagłębię się w tę lekturę! :)
UsuńA co do marcepanu.. Na bank bym odłożyła. Powiem Ci jednak że byłby to błąd bo chyba mi posmakował :)
haha podobnie moja kolezanka jadla pierwszy raz lody haagen dazs :D jest tylko jeden "-" juz nic potem nie smakuje tak dobrze :<
OdpowiedzUsuńO nie, o nie, ooo nie ! :/ Muszą mi smakować i oby tylko bardziej! :)
UsuńO mamo! Ale poetycko to napisałaś! Teraz będę śnić o tej czekoladzie! :D
OdpowiedzUsuńA co do składu- trochę mnie szpinak rozbawił. ;P
Poetycko ? Czy ja wiem :) Takie luźne pierwsze skojarzenia :> Ale traktuję to jako komplement ! I dziękuję :*
UsuńNie śnij, tylko kupuj! Dobrze, że ostatnio mam fazę na szpinak :D :) Skład mnie podłamał :/
Ona musi być idealna w smaku. Szkoda, że nie nadziali jej prawdziwym pistacjowym nadzieniem :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ten aromatyzowany marcepan nieźle imituje smak pistacji ;) No ale fakt.. Szkoda że to nie pistacja:)
UsuńMam ochotę już teraz pobiec po nią do Kauflanda, który jest tutaj niedaleko nawet, a jestem na wakacjach. :D Jednak lista produktów do przetestowania ciągle mi się tu powiększa, a niektóre (oprócz dopiero) kupionych czekają sobie spokojnie na dodanie.
OdpowiedzUsuńU mnie na 1-szym miejscu pozostaje Ritter Sport, potem egzekwo Lindt z Milką, a na końcu piramidy najlepszych czekolad jest Schogetten. Jednak nic nie przebije tego zapachu i smaku, kiedy otwierasz nowa Lindt i już nie możesz się doczekać, by ją spróbować. Cóż, za jakość się płaci.
BT\tw. Dlaczego usunęłaś swój komentarz? To, że Ci zwróciłam uwagę nie znaczy, ze musisz się obrażać.
Koniecznie wypróbuj, Słodkie polecają ;)
UsuńMoja lista również się wydłuża, czasem mam wrażenie, że nie ma ona w ogóle końca ;) Moje podium jest podobne, aczkolwiek nie uwzględniam w nim milki. :)
Co do komentarza - usunęłam bo sobie go nie życzyłaś. Owszem, miałam chwilę złości (trafiłaś na moje bardzo słabe dni, a ja jestem dość porywcza) ale już mi przeszło. Żadnych obraz, bo nic się nie stało. :)
Nie życzyłam sobie spamu tzw. linków. Wystarczy jeśli ktoś komentuje z konta blogera/google i ma tam link do siebie. ;)
UsuńSpecjalnie sie rozglądałam na tej półce ostatnio w Kauflandzie i... nic. :c
Szkoda :( Kiedyś trafisz na coś super :)
UsuńLubię czekolady Lindt :). Niedawno jadłam ciemną z miętą i czymś jeszcze... była wyśmienita!
OdpowiedzUsuńKochałabym ją jak własne dziecko.. Ale dla mnie czekolada z miętą.. Koszmarek z dzieciństwa. Chociaż smak mi się zmienia, może czas spróbować :)
UsuńMam nadzieję, że z resztą Lindt'owych produktów również się zaprzyjaźnię :)
Zarówno pistacje jak i marcepan uwielbiamy także kusisz niemiłosiernie :P Chociaż ostatnio bardzo rzadko jemy czekolady to dla tej zrobiłybyśmy wyjątek, tylko też przydałaby się jakaś promocja czy coś :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie zróbcie wyjątek ! Koniecznie! :)
UsuńJak wyhaczę jakieś promo, dam Wam znaka :)
Ok czekamy! :D
UsuńCzekolady lIndt są pyszne;))
OdpowiedzUsuńOj tak, to moja pierwsza ale na bank nie ostatnia! :)
UsuńMoja droga złamię Ci serce,ale to najgorsza czekolada Lindt jaką jadłam po prostu dla mnie brak słów.
OdpowiedzUsuńSą plusy - teraz pojawią się tu tylko lepsze ;)
Usuń