Ja już wiem! Ja już wszystko wiem! Eureka, odkrywca znów w akcji! By napisać jakiś sensowny lub też mniej zwięzły i ciekawy wstęp potrzebuję impulsu. Swego rodzaju zapalnika, czyli solidnego "liścia w twarz" od życia, takiego po którym obrócę się dookoła własnej osi i z gracją godną największej fajtłapy padnę, a raczej runę, na ziemię niczym kłoda w karczowanym właśnie lesie. Bądź też zupełnie odwrotnie - euforycznej radości spowodowanej jakąś tam na bieżąco przytrafiającą się cudowną rzeczą, od której oczy aż błyszczą z podniecenia, chwilą błogostanu zdarzającą się raz na jakiś czas, zazwyczaj dłuższy czas - oczywiście. I cóż tym razem? Nie mylicie się. Dziś chciałam nieco porozmawiać o.. Bez wstępów, bo nie wytrzymam. Czy macie czasem wrażenie, że ktoś po prostu Was nie lubi? Zaznaczam: tylko Was. Ma masę znajomych lub "znajomych", z którymi ćwierka niczym ptaszek ranną porą. Od emitowanej ilości cukru w tych znajomościach, aż żołądek ściska i mdło się robi, niczym po mojej ulubionej Milce Oreo. A do Was, co? Podchodzi z rezerwą? Żeby tylko. Jest niemiły? A po co ma się do Ciebie uśmiechać, skoro na każdej posiadanej Twojej fotografii, najchętniej wydrapałby Ci twarz? Dobrze, że szczędzę sobie i nie rozsyłam moich sweet foci komu popadnie. To, że ktoś nagminnie odstawia szopkę w postaci "prostacka chamówa" jestem w stanie znieść. W sumie wolę jeśli ktoś gra w otwarte karty - rzeczy są czarne lub białe. Ale ignorancja, jakaś zawiść, bo ja już nie wiem jak to określić. To mnie.. To mnie.. Tu cisną mi się na usta dwa brzydkie wyrazy, a trzeciego - cenzuralnego, chyba z siebie nie wykrzesam. Chwila, moment. Wiem - bardzo irytuje. Ja jestem naprawdę dobrą duszą, za co niestety, krok za krokiem, ponoszę konsekwencje. Przysięgam, nie potrafię być niemiła.. Bez powodu. Są jednak sytuacje, kiedy po prostu moja złość, moje zażenowanie sytuacją sięga zenitu. Wtedy powoli, powoli, jakby zupełnie bez kontroli.. Zaczynam się uruchamiać. Czasem wydaje mi się, że o to właśnie komuś chodzi. I staram się opanować. I również ignorować. Ale.. To jednak się nie da! Zwłaszcza, że ktoś tam, prócz resztek sił i spokoju, próbuje Ci zabrać.. Ciebie, "Twoje ja". Tu znowu wróciłabym do kwestii poruszanej już kiedyś - we wcześniejszym wpisie. Wpisie odnośnie małpowania, papugowania, ściągania itp. Ale wiecie. Już mi przeszło. Wyżaliłam się. Dziękuję. Przejdźmy do recenzji.
Jakiś czas temu na jednym z blogów przeczytałam kwiecistą recenzję jednego z Magnum'ów - lodów z którymi nie miałam nigdy styczności (chociaż w dalszym ciągu wydaje mi się, że parę lat wstecz jadłam Magnum'a Gold). Odszukałam również drugą recenzję, już mniej entuzjastyczną, ba wręcz taką stawiającą ten wytwór ludzki w złym świetle. I co to spowodowało? Ano uruchomiło moją "ciekawość pierwszej klasy". Stwierdziłam jednak: "Phe. Dziewczyno, one i tak są na wymarciu, jakieś ostatnie niedobitki zostają w sklepowych zamrażarkach, na bank Ty dostaniesz jednego, szczęściaro." Trudno. Wróciłam na ziemię, do szarej rzeczywistości. I tak sobie żyłam spokojnie z dnia na dzień.. Tu akcja nabiera tempa. Pewnego dnia weszłam do sklepu Gama. Jak to ja, musiałam przemaszerować między wszystkimi półkami. Lody. Magnum Black Espresso. Wzięłam. Wyszłam. Po czym zjadłam, opisałam. I witam Was dziś recenzją.