niedziela, 29 marca 2015

Carlsberg, Somersby Elderflower Lime Beer Drink

Wczoraj był tak bardzo zakręcony dzień, że aż nie miałam czasu pojawić się tu z jakąś konkretną recenzją. Jak wspominałam wcześniej, nadszedł w końcu "dzień święty" - dzień 18. urodzin Brata. Jako starsza siostra postanowiłam kupić mu coś super. I prócz prezentu głównego, Młody dostał cztery maleństwa, cztery małe buteleczki, które dość niedawno pojawiły się w sprzedaży, cztery nowości od znanego wszystkim Lorda Somersby. 









Zacznę od stwierdzenia - nie lubię piwa. Zawsze powtarzam, że swoje już w życiu wypiłam i teraz już nie jest mi to do szczęścia potrzebne. Przeszkadza mi bardzo gorycz takich tworów, sprawia że jest mi niedobrze (ciekawe, że jak piję whisky to charakterystyczny smak w ogóle mi nie przeszkadza :D). Dlatego przerzuciłam się na cydry, likiery.. I właśnie - "piwa" (ze znajomymi umówiliśmy się, że Somersby to nie piwo). I faktycznie. Somersby Elderflower, to, jak możemy przeczytać na odwrocie butelki, jedynie napój piwny o smaku kwiatu bzu i limonki. Dla mnie dobrze, ja się cieszę. Myślę, że koneserzy piwa będą jednak zniesmaczeni i zastanawiać się będą "What the f*ck?". Suma summarum 4.5% ma! :)

Po otworzeniu butelki z bardzo jasną, płynną oczywiście zawartością, ciężko wyczuć aromat. Młodszy brat Elderflower'a od razu kusił zapachem - woń aż buchała z opakowania, wielbię wersję Blackberry tak na marginesie :) Tutaj natomiast trzeba było wwąchać się w butlę. Tak też zrobiłam. Lekki, nieco słodkawy, delikatny, kwiatowy zapach. Czysty, naprawdę w małym stopniu wyczuwalny. Zastanawiałam się czy to dobrze? Czy to wróży szał? Niestety nie kusił swą kwiatową gamą. Przynajmniej mnie. Cóż stwierdziłam, że to produkt do picia, a nie do zaspakajania węchowych potrzeb. Spróbowałam. Hmm.. Dla mnie? Lekki szampan, ot pierwsze skojarzenie. Po kolejnym łyku gdzieś wyczułam limonkę ale to jedynie jakiś subtelny akordzik. Tu polecam spojrzeć na skład. Dalej? Chyba już nic. Poważnie, trochę jakby "bezpłciowe" - bez smaku. Wypić wypiłam.. Ale gdzie ta przyjemność? Trochę jak smakowa woda gazowana. Przyjemnie pić wodę gazowaną? Smakową wodę gazowaną? Za 3 zł za 400ml? Nie sądzę :)

Z pewnością nie jest to mój ulubieniec, jednak umieściłabym go w rankingu Somerów na drugim miejscu, tuż za wersją jeżynową. 
I przykro mi, bo liczyłam na coś super. 

Opinia Brata: "???" - i poszedł po różowego.
Opinia Siostry: "Wow, baaardzo dobry!".



Nazwa: Somersby Elderflower Lime Beer Drink
Producent: Carlsberg Polska Sp. z.o.o
Skład: woda, piwo, syrop cukrowy, cukier owocowy, regulator kwasowości (kwas cytrynowy, kwas jabłkowy), aromaty naturalne, sok z limonki z koncentratu (0.5%), substancja konserwująca (sorbinian potasu) ekstrakt kwiatu bzu (0.01%), substancja słodząca (sukraloza).
Waga: 400ml
Wartość odżywcza (B/W/T)/100g: nie podano
Kcal/100g: nie podano
Gdzie kupić: Żabka
Cena: 6.50zł (za dwie sztuki)



Ocena: 3/5

31 komentarzy:

  1. widziałam ostatnio tę nowość i chętnie spróbuję bo podobnie jak Ty chociaż w pierwszych latach studiów pamiętam, że jeżeli chodzi o rodzaj piwa to wszyscy piliśmy to do czego było najbliżej sięgnąć w lodówce w żabce tak teraz nie przepadam szczególnie za goryczą zwykłego piwa. wersje smakowe to fajna alternatywa, a somersby jest zdecydowanie w czołówce zwłaszcza jego wariant jabłkowy chociaż ma mocnego konkurenta w postaci warki radler jabłkowej, pycha! przy najbliższym wyjściu ze znajomymi chętnie się przekonam bo połączenie smakowe wydaje się całkiem ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  2. O smaku kwiatu bzu? A to ja dziękuję. Zapach tych kwiatów za bardzo kojarzy mi się z odświeżaczami powietrza haha. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, spokojnie w ogóle tego nie czuć :)

      Usuń
  3. W ogóle nie pijemy alkoholu pod żadną postacią, więc nie mamy porównania ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, fajnie wiedzieć, że są dostępne w Żabce. Mam ochotę dokonać testu tego smaku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już teraz dostępne są wszędzie, tydzień temu nalatałam się jak głupek bo nigdzie nie widziałam :)

      Usuń
  5. Kilka dni temu oglądałem program na YT zajmujący się właśnie tą marką. Nie chodziło o smaki, bo to kwestia indywidualna, ale o pewien aspekt marketingowy. Moje myśli pokryły się w zasadzie w 100% z przedstawianym obrazem.

    Według mnie przy tym napoju chodzi o coś więcej niż złamanie smaku piwa... słodyczą, pikanterią itp. dodatkami. Pijąc je, zwłaszcza na ulicy - w miejscu publicznym - uchodzisz za kogoś (tzn. masz uchodzić) wolnego. Łamiącego wszelkie stereotypy. Trendi, dżezi, yolo i wielkie joł. Czym im się uda? Czas pokaże. Bo Reeds'a, po wielkim zachwycie, już nie eksponują tak mocno.

    Tak czy siak, fajnie, że takie wynalazki powstają. Nie wszyscy musza lubić gorycz złotego płynu. A ileż można pić drinki w tych malutkich 330ml buteleczkach? Cytryna, mojito, czasem arbuz... i to tyle z wachlarza smaków. Kwiaty bzu tu wpasowują się bardzo dobrze.Chociaż, biorąc pod uwagę bloga, powinni wypuścić białą czekoladę z pistacjami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hola, hola. 4,5% alkoholu to za dużo na miejsce publiczne. Możesz być trendi, dżezi, yolo i wielkie joł albo głupi i chudszy o stówę z portfela, jak złapie cię policja (tzn nie Ciebie personalnie, bo po wypowiedzi wnioskuję, że tak nie robisz).
      Co zaś do Redd'sa - chwilowo nie pijam alkoholu, ale ze smakowych piw to jest moim ulubionym. Jabłkowy smak zwłaszcza, potem żurawina. Maliny nie tykam, cytrusy były dobre, ale wycofali, natomiast ananas-grejpfrut to odświeżacz powietrza z bąbelkami, bleee.

      Usuń
    2. Białą czekoladę mogliby sobie darować ale pełnomleczną to nie pogardzę :)
      Jak dla mnie muszą doszukać się nowego smaku bo bez w tej kompozycji.. No to ja już podziekuję :) I wrócę do różowej dobroci :)

      Usuń
    3. Nie czynię tak, to prawda. Chodziło mi bardziej o zarys sytuacji niż wskazywanie na konkretny paragraf. Coś nowego, nonaszalanckiego, powiew świeżości. Mając go w dłoni, jesteś... po prostu na czasie. Ja swoje się już wybawiłem (jakkolwiek to nie brzmi :) ) i nie potrzebuję jakiegoś bodźca do "fajności". Sama wiesz, że butelka wina wypitego w dobrym towarzystwie, w wyciągniętym swetrze, spodniach od dresu... może smakować zdecydowanie lepiej... a i poziom endorfin wielokrotnie wyższy :)

      PS. Reedsa też nie piłem już latami. Ale zupełnie nie tęsknię za nim i innymi smakami %.

      Usuń
  6. Niestety Somersby jest produktem, który stał się popularny tuż po tym, jak zaniemogłam na żołądek, przez co nigdy go nie próbowałam. Boże, jak ja tęsknię do chwili, w której zaleję się i pójdę spać, choć wolałabym to zrobić czerwonym wytrawnym. Czasem czuję się tak bezsilna, że mam ochotę walić to wszystko i po prostu wypić. Gorzej, że chwilę potem mogłabym wylądować w szpitalu, rzygając krwią. Co za los, ja pierdziele...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję Ci niesamowicie, ja czasem mam dni kiedy po prostu muszę - chociaż to naprawdę rzadko :) A za winem.. Nie przepadam. Fue :)

      Usuń
    2. Jeszcze przyjdzie czas, czego Ci życzę, by napić się tego wina. I to nawet nie dla samego faktu "bo mogę", a relaksu, czystego relaksu.

      Nie mam zamiaru pisać "zdrowie jest najważniejsze, trzymaj się" itp. bo to gadanie frazesów. Mam znajomego, któremu zdrowie też nie pozwala już na picie alkoholu (może to ta sama przypadłość) i wielokrotnie wspominał, że teraz w sumie... poznał dopiero smak życia. Cieszy się z innych rzeczy. Często drobiazgów. Jeśli przyjdzie czas, że będzie mógł się znów napić - super (badania na to jeszcze X czasu temu nie wskazywały), jeśli nie - trudno. Mając u boku kogoś ukochanego, można świetnie czuć się/ bawić nawet gdy na stole jest ciasto/ kurczak/ winogrona, a do picia mamy colę. Chociaż nieraz myśl "a kit z tym wszystkim... najwyżej trafie pod kroplówkę" towarzyszyła całymi godzinami.

      Usuń
    3. Olga, a co Ci się właściwie stało, że masz takie problemy? Wiem, że to wścipskie, ale jestem strasznie ciekawa.

      Usuń
    4. Ja też mam dni, że muszę, a potem sobie przypominam, że nie mogę. A tata - lekarz i sadysta - przywozi mi z zagranicy nie tylko czekolady, ale i piwa :/ Póki co mam do oddania w dobre ręce dwa.

      Marcin, wino w wyciągniętym swetrze przy dobrym filmie <3 Jakbyś czytał w moich myślach. Nie jestem zbyt wyjściową osobą, poza domem zawsze marzę o powrocie do niego. Dziwne, ale tak już mam, tu się czuję bezpieczna. A kolega, jeśli może pić Colę i jeść surowe owoce, to raczej nie ma tej samej przypadłości co ja :P Ja zagryzam sobie IPP ;>

      Natalie, napiszę Ci kiedyś, ale nie tu, bo to mało smaczny i spoźywczy temat :P

      Usuń
    5. Ależ, Olga :)

      Na wstępie: przepraszam za offtop, wiem... to ew. temat na niedzielne dyskusje ;)

      W takim obrazie nie ma (chyba?) nic wydumanego/ niecodziennego. Wydaje mi się (wiadomo, mierzymy - chcąc czy nie - z własnego punktu siedzenia), że do tego się dorasta. Szerokie w kroku spodnie zastępujemy bawełniakami (te u kobiet zawsze są dla mnie seksowne - dziwne, jednak tak mam), bluzę z (tfu!) dziubkiem u kaptura (jakby ten film miał tylko jedną znacząca scenę, ale przecież tylko przekleństw są fajne, nic poza nimi już nie - problemy schizofrenii, natręctw, złożyczenia itp.) czteroletni sweter.

      Sądzę, że do powyższego się dorasta. Czasem szybciej, czasem wolniej. Znam niewiele młodsze osoby, które nadal żyją na granicy "elo melo". Czy to fajne? Nie. Dla mnie... to już w pewnym sensie smutne. Nie mówię, że nie należy się bawić, bo aż tak zdziadziały i stetryczały nie jestem (oby :P ), ale są pewne granice przyzwoitości. Kit z tym gdy przekracza je 16-latek (któż z nas nigdy nie był pijany do przesady), ale jak to robi 26-latek, to już coś jest nie tak.

      Koc, wyciągnięty sweter, dobry film. Dorzucając - w końcu blog o słodkościach, a nie przemyśleniach zrzędliwego faceta - kubełek... wróć... po kubełku lodów na głowę ;) Serio - wolę to niż całonocną zabawę w klubach, popijając drinki o nazwach, których nawet na trzeźwo trudno wymówić, przyozdobione parasolką, cukrem na obrzeżach szkła i cholera wie czym jeszcze.

      Tata? Wiesz. Mówią, że rodziców zaczyna się rozumieć...gdy samemu się nim stanie. Nim kieruje jeszcze coś. Wiem, że to wiesz, wie to każdy (taka powtórka słowna chyba nie jest jeszcze dużym błędem?) - miłość. Kocha, kupuje coś co lubisz. Coś, co sprawi Ci radość. I nawet gdy jest to alkohol (chwilowo zabroniony), gdzieś w podświadomości widzi Cię, radosną, siedzącą z książką na bujanym fotelu (dobra, bez kłębka wełny i drutów - co by nie obraz babci nie powstał ;) ) z kostką czekolady w zębach, przewracająca kartkę po kartce jakiegoś dzieła. No i jakieś piwo... do przepłukania. Nadania smaku. A nie nawaleniu się :)

      Usuń
  7. No cóż, ja się nie wypowiem, jeszcze nie mogę :P Ale w sumie... w ogóle mnie do piwa nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi tam smakował, ale csii.

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja nie toleruję stwierdzenia, że ktoś nie lubi piwa :D. Wypiłam sporo piw najróżniejszych gatunków i jestem w 100% pewna, że każdy znajdzie coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie nie trafiłam jeszcze na swój smak. Za małolata lubiłam Lecha, później popchałam się w Perłę Export, następnie sięgałam po Książęce... No i wtedy przyszedł kryzys z brakiem tolerancji tego typu trunków :) Może masz coś godnego polecenia? Lekkiego? Bez goryczki? :)

      Usuń
    2. Z czystym sumieniem polecam Ci owocowe lambiki, najpopularniejszy jest ten: http://www.smakpiwa.pl/pl/p/Lindemans-Kriek-375-ml/75

      Usuń
  10. Ciekawe!
    Trzeba spróbować. :)
    Nie lubię piwa, ale Somersby jakoś mi smakuje. I też wielbię Blackberry!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj! Ale ostrzegam! Jeżeli oddałaś już serce różowemu Somerowi.. Będzie ciężko je już skraść :)

      Usuń
  11. Dla mnie też na drugim miejscu, ale za wersją jabłkową ;).

    OdpowiedzUsuń