Ja to jestem jednak recenzentem niesamowitym! Tak, wiem.. Skromnym również, to na marginesie. Kiedy na dworze upały rodem z gorącego czarnego kontynentu, kiedy ludzie płoną żywym ogniem lub wtapiają się w rozpływający pod nogami asfalt.. Ja z uśmiechem na ustach, w pośpiechu ekstremalnym tworzę kwieciste recenzje słodyczy najbardziej cukrowych, lepkich i ciężkich. Natomiast kiedy temperatura nagle spada, kiedy robi się zimno (jest znacznie chłodniej, sama preferuję aktualnie ciepłe skarpety i równie gorące kakao) ja, niczym "Filip z konopii" (a Filipku, coo robiłeś w tych konopiach?) wyskakuję z recenzją lodów. Spytam sama siebie, Was przy okazji, "gdzie logika?". Nie chciałabym być wobec siebie nazbyt krytyczna, jednak przejawu owej logiki chyba po prostu brak. Cóż, zmieniać tego nie będę, bo i nie ma po co. Przynajmniej mamy "fun". Jestem ciekawa cóż takiego będę testować zimą? Wstęp mamy za sobą. O dziwo, co zdarza się rzadko ostatnimi czasy, przyszedł mi on "ot tak". Miło i przyjemnie jednak się nieco z siebie ponabijać. To w życiu wychodzi mi najlepiej - jak widać na załączonym obrazku. A raczej może, można wyczytać w zamieszczonym wyżej tekście.
Do sedna - nie ma co przedłużać. Dziś recenzja mojej ostatniej zdobyczy.. A raczej prezentu od Mamusi, w iście amerykańsko - lidlowym stylu! Lody Gelatelli w masłoorzechowej odsłonie - Pretty Peanut Butter.
Muszę przyznać, że po wcześniejszych wykonanych przeze mnie testach, a raczej po prostu - po pożarciu lodów - (połowicznie) ze smakiem, a także po przeczytaniu całej masy, wręcz zaskakująco pozytywnych komentarzy, byłam niesamowicie ciekawa smaku Peanut Butter. Jak mawia mój Brat "najlepsze zostawia się na koniec".. Więc odłożyłam je z myślą o błogostanie jaki czeka mnie przy konsumpcji. I czy była to dobra, przemyślana, dorosła decyzja?
Cóż mam rzec o opakowaniu.. Rozpisałam się na ten temat już dwa razy: najpierw w przypadku Crunchy Chocolate, następnie o Cookie Dough. Do trzech razy sztuka? Czy może sobie darować? Cóż począć?! Umówmy się tak, napiszę co nieco, ba prawie wszystko. Jednak odeślę Was również po powiedzmy, małe uzupełnienie do poprzednich recenzji, opisów.. Czy moich niezgrabnych wypocin.
Kartonowe, walcowate pudełeczko, skrywające lodowy skarb, jak w poprzednich "wersjach smakowych" było takie.. Prześmiewcze i na luzie (jak i moja recenzja dziś! ho!). Kolejny raz odniosłam wrażenie, że opakowanie ma w sobie coś dynamicznego, obrazuje sobą jakiś rodzaj pędu. Skąd to odczucie? Sama nie wiem. Może to ten młodzieżowy, świeży look nadawał mu takiego, a nie innego wymiaru? Kolorystyka również była ciekawa - utrzymana w odcieniach żółci, brązu oraz wszelkich niebieskich barw. I oczywiście ten twarzowy, śmiejący się z opakowania, wlep.
Nie mogłam się doczekać widoku, smaku i zapachu lodowego, lidlowskiego cuda. Z prędkością światła, bez większego pomyślunku i zastanowienia, otworzyłam opakowanie i zamknęłam oczy - chciałam skupić się jedynie na aromacie wydobywającym się z wnętrza grubej tektury. Pierwszą nutą, która wyszła mi na spotkanie, machając ręką na powitanie, była nuta - o dziwo - biszkoptowa. Słodziutka, lekka, delikatna. Bardzo apetyczna. Wraz z nią, już bardziej nieśmiało, ruszył fistaszkowy zapaszek. Przyjemny w odbiorze, bo bardzo subtelny. Jednak bardziej szorstki i pierwotny - ziemisty. Czułam się kupiona, a raczej sprzedana za marne 7 złotych. Przepadłam w zapachu. Był świetny.
Obwąchawszy produkt z każdej strony otworzyłam oczy. Lody okazały się być masą koloru sinobeżowego (a nie jak się spodziewałam - złotawego). Gdzieniegdzie widoczne były drobinki, usiane niczym piegi na twarzy muśniętej słońcem, rudej dziewczynki. To już drugi rym dziś, chyba napiszę jakiegoś rapsa. :)
Przed przejściem do smakowania.. Zamurowało mnie. Moje marzenia o wyśmienitym smaku prysły niczym bańka mydlana. Nad głową zaświeciła się żaróweczka, w głowie jedna myśl, tylko jedna: "A co jeśli to będzie chamski arachidowiec, a nie żadne masło orzechowe?". Poczułam, że wcale nie chcę tego jeść. Nie, żartuję. Chciałam.. Bo to lody. Ale jednak.. Jakiś niesmak i stres czułam. Wzięłam ulubioną łyżkę w dłoń, zasiadłam w miękkim fotelu. Wyłączyłam odbiór otaczającej mnie rzeczywistości i skupiłam się.. Ot, na jedzeniu. Wkładając do buzi pierwszą, przepełnioną masą lodową łyżeczkę, poczułam natychmiastową ulgę. Masło orzechowe - słodkie, jednocześnie nieco cierpkie i szorstkie w odbiorze. Ziemiste, pozostawiające na koniec przyjemną gorycz. Lody prócz wyraźnej nuty orzechowej, były również śmietankowokremowe, mlecznonabiałowe, maślane, o delikatnym biszkoptowym posmaku (skąd mi się to wzięło?). Świetna kombinacja, muszę przyznać! Jeśli miałabym przejść już do konsystencji, a chyba mogę, bo smak sam w sobie - temat smaku - już wyczerpałam.. Była ona dość ciekawa. Lody - gęste, zbite, ciężkie, twarde, jednak z drugiej strony kremowe lekko puchate.. Miały w sobie coś z proszkowatości i sypkości. Takie "niby niby". Pierwszy raz spotkałam się z czymś podobnym. Czekolada którą, niczym makiem, usiane były sine zmrożeńce - tak, zdecydowanie mleczna. Nakręcała i tak nakreśloną na wysokim dość poziomie słodycz. Dodawała jednak z drugiej strony dodatkowej mleczności, co było przyjemnym smakowym doznaniem. Jedynym minusem, który zauważyłam, było nierównomierne rozłożenie dodatków. Długo czekałam na debiut kolejnego, prócz tego przedstawionego na poniższym zdjęciu maślanoorzechowego kremu. A szkoda, że musiałam tak długo czekać! To było dopiero coś. Słodkosłona bryła (aj sól boli mnie w maśle orzechowym) o zdecydowanym, wyraźnym fistaszkowym smaku. Kawałeczki te miały bardzo ciekawą strukturę, jakby.. Molekularną (cooo?!) ? Były niby stałą całością.. Jednak po krótkiej chwili odnosiłam wrażenie.. Płynnej niejednolitości, takiej która staje dęba w gardle. Całość dopełniona była (chyba), kolejnymi drobinkami, tym razem orzechów arachidowych, które wieńczyły udany raczej (na bank tym razem) lodowy twór.
Cóż, po zrecenzowaniu trzech smaków, muszę zakończyć lodową przygodę, a przynajmniej tę lodowoamerykanskolidlową. Podsumowanie? Najbardziej zauroczyły mnie pierwsze próbowane lody, Crunchy Chocolate (4.5/5) - uściślając. Nie wiem dlaczego? Chyba mam słabość do kakao i wszystkiego co z nim związane. Poza tym.. Te KAWAŁKI, KAWAŁECZKI, DROBINECZKI czekolady.. Drugie miejsce przyznaję tym o to Peanut Butter'om ale tylko i wyłącznie dlatego, że w Cookie Dough (3/5) były te obrzydliwe, oślizgłe, rozmiękłe i niedopieczone ciasteczka. A fe. Jeszcze słone. A fe.
Pytanie ode mnie? Czy podczas kolejnego tygodnia amerykańskiego czaić się na lody? Co polecacie? Co chcecie bym sprawdziła? :) A może wcale nie chcecie czytać o tym produkcie? :)
Nazwa: Gelatelli, Master of Taste Pretty Peanut Butter
Producent: Lidl Polska Sklepy Spożywcze Sp. z o.o. Sp. k.
Skład: woda cukier, orzeszki ziemne 13.6%, śmietanka 9.6%, mleko w proszku odtłuszczone, mleko zagęszczone, mleko w proszku pełne, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, żółtko jaja, stabilizatory: guma guar, karagen, emulgatory: lecytyny (z soi), mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych: olej palmowy, koncentrat jabłkowy, melasa z cukru trzcinowego, koncentrat z dzikiego bzu, sól, aromaty. Może zawierać inne orzechy.
Waga: 431g/500ml
Wartość odżywcza (B/W/T)/100g: 9/27/15
Kcal/100g: 277
Gdzie kupić: Lidl
Cena: 7.77zł
Ocena 4/5
Lodów polecić nie mogę, niestety nie jadłam jeszcze żadnych. Ale będę polować jak tylko się pojawią. Ciekawa jestem wszystkich smaków, jeśli masz ochotę to kupuj i próbuj, Twoje recenzje wszystkie chce się czytać ;)
OdpowiedzUsuńPopróbuję. A co mi tam - jak szaleć to szaleć :)
UsuńTobie radzę zapolować, jest na co :)
No i jest głaz. Jedyne lody z tygodnia amerykańskiego, które zamarzają na kamień. Wyginają łyżkę, są słone, proszkowe... i cholernie pyszne.
OdpowiedzUsuńKiedy tylko wrócą na tapetę, kupię tylko ten smak. No... chyba, że wrzucą obecny w Anglii (?) karmel.
Fakt, są twardsze i tak szybko nie roztapiają :) Całkiem smakowite, Jednak moje serce póki co należy do czekoladowych :)
UsuńKarmel? O mniam! Z resztą, chcę spróbować wszystkich smaków :)
No proszę, myślałam, że będzie max! :D Ja nie jadłam żadnych, serio, i strasznie nad tym ubolewam! Następnego tygodnia Amerykańskiego nie dopuszczę! :)
OdpowiedzUsuńA tu niespodzianka. Są dobre ale jadłam również lepsze :)
UsuńNie, nie odpuszczaj! Warto zainwestować! :)
Czekoladowe też mi bardzo, bardzo smakują! Ale i tych zrobiłam w tym roku mały zapas. Chociaż przyczepiłabym się do tej 'grubej tektury', która wcale taka gruba nie jest. Pudełka się bardzo szybko rozwalają, co jest sporym minusem dla kogoś, kto takie lody je np. na dwa razy.
OdpowiedzUsuńChyba podczas przyszłej małej ameryki w Lidlu i ja obkupię się czekoladowcami :)
UsuńJa to nie wiem, podzieliłam się z Braciakiem i opchaliśmy na raz :) Ale w plastik mogliby spakować. Chyba.. Że to eko-myk :)
Dobrze czasem być na opak. :) Kawałek z Filipkiem, który ciekawe co w tych konopiach wyczyniał - to istna perełka! ;))
OdpowiedzUsuńOdnośnie samych lodów. Och… jak ja żałuję, że miałam tego smaku tylko jeden kubełek. Były to dla mnie chyba najlepsze lody, jakie jadłam.
Yeeey! Może powinnam założyć kabaret ? :>
UsuńDla mnie naj były czekoladowe.. Ale te również wysoko :) Oby szybko wprowadzili kolejny tydzień zza oceanu :)
A te mi tyłka nie urwały, były smaczne ale ez przesady. Gorsze były tylko bananowe.
OdpowiedzUsuńBananowych nie jadłam. Ale spróbuję :D
UsuńJak my je uwielbiamy! Ile byśmy teraz dały aby mieć po takim kubeczku przed sobą tylko na wyłączność :D Jak będzie kolejny tydzień Amerykański to jak zawsze kupujemy 4 opakowania tylko tego smaku :D Jedyny minus tych lodów to fakt, że jak się roztapiają to nie jest to śmietanka a oddziela się woda :/
OdpowiedzUsuńHahaha :D Ja tak zrobię z czekoladowymi. Kupię kilka opakowań. Mniam!
UsuńCzy ja wiem.. Mi się wydaje że smietanka :o A z resztą!
Narobiłaś mi smaka tymi lodami :/ Jak będzie kolejny tydzień amerykański, to zrobię większy zapas tych lodów :D
OdpowiedzUsuńI tak, poluj tym razem nie tylko na lody, ale przede wszystkim na ciastka i brownie! :)
Ja czekoladowych. I będę jeść i jeść iiii jeść :)
UsuńBrownie - wieeem! :D I ciastka też! Na wszystko najlepiej :D
Ja absolutnie kocham te lody, zarówno te jak i ciasteczkowe. Są one tak naprawdę jednym wielkim zamrożonym cukrem i to bardzo mocno zamrożonym dosłownie, ponieważ są niezwykle twarde. Nie ma szans aby delikatnie je muskać łyżeczką, bo ja NAPRAWDĘ wygięłam na nich moją łyżkę. Te mają bardziej zdecydowany smak w porównaniu z ciasteczkowymi, które są po prostu słodkie. Tutaj faktycznie czuć, że jest to masło orzechowe - jak mówiłam ja je kocham i cieszę się, że mam jeszcze ich caaaałe pudełko. <3
OdpowiedzUsuńJak ja czekoladowe <3
UsuńJa na swoich też wygięłam łychę :D hahaha
Mi lody z tej serii bardzo smakują i przy następnym tygodniu amerykańskim chyba kupię wszystkie smaki do recenzji :)
OdpowiedzUsuńA co do fanaberii, ja osobiście tak nie mam. Słucham siebie od wewnątrz i zazwyczaj gdy jest gorąco to jem lody a gdy się ochładza np. dziś to wybieram czekoladę :)
I ja dokupię resztę :)
UsuńJa też się słucham. Tylko że żyję jakoś odwrotnie :)
No to jesteś udana. ;) Ale nie przejmuj się - tez mam lody do recenzji. :D Jednak, niestety nie te opisane wyżej u Ciebie. O tych to na razie mogę tylko pomarzyć...
OdpowiedzUsuńUmownie jeszcze mamy lato! Ba, jak najdzie mnie ochota to i w środku zimy lody szamać będę :)
Usuńprobowalam u kolezanki lodow z lidla i ciesze sie ze nie kupilam :D niby tylko 7 zł ale no wlasnie 7 zł! to za takie duze opakowanie! wiadome ze to woda i zagęstniki nawet nie czytając składu
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się! :)
UsuńJa bym na pewno kupiła te z migdałami, jeśli jeszcze nie próbowałaś (nie pamiętam, czy były u Ciebie na blogu). Czekoladę i ciasteczka masz zaliczone, to hm... wiesz, że z chęcią poczytałabym o tych truskawkowych? Bo wiem, że sama ich na pewno nie kupię.
OdpowiedzUsuńJa też za owocowymi nie przepadam.. Ale kupię. Jak szaleć to szaleć :)
UsuńZ migdałami jeszcze nie próbowalam :)
Narobiłaś mi tak niesamowitego smaka na te lody, że zaraz klawiaturę obślinię ;)
OdpowiedzUsuńMusimy poczekać nieco do kolejnego tygodnia amerykańskiego :)
UsuńJa te lody pochłaniałam normalnie.. :D
OdpowiedzUsuńJak większość. To świetny produkt :)
UsuńWszędzie czytam bardzo dobre opinie o tych lodach,ale mi nie smakowały i bez żalu dałam zjeść wszystko mojej drugiej połówce . Jestem miłośniczką masła orzechowego,ale dla mnie te lody są nie smaczne może ja jedna trafiłam na trefną partię bo bo dla mnie nie było czuć mleka czy śmietanki tylko kiepskiej jakości lody z mocno rozwodnionego mleka z kawałkami twardego jak kamienie masła orzechowego . Nie kupię więcej szkoda mi kasy kupię inny smak,ale i tak będę sie zastanawiać czy nie zjem zabarwionej wody.
OdpowiedzUsuńOjej.. Nie wiem jakim cudem :/ One naprawde były dobre :o
UsuńMuszą być pyszne ;)
OdpowiedzUsuńSa! Polecam zakupić podczas kolejnego amerykańskiego tygodnia! I czekoladowe, czekoladowe również! :)
Usuńkocham masło orzechowe więc lody na pewno by mi zasmakowały <3 muszę wypróbować:)
OdpowiedzUsuńW takim razie.. Koniecznie ! :)
UsuńKiedy je zobaczyłam po raz pierwszy musiałam je spróbować, kupiłam i zakochałam się..czekałam na kolejny tydzień amerykański, był..ale nie miałam okazji kupić, aż do kilku tyg. temu..dorwałam i rozczarowałam się bo lody mało miały wspólnego ze smakiem kupionych po raz pierwszy.. były bardziej proszkowe w smaku, mniej orzechowe i mniej kawałków masła orzechowego.. drażniły mnie swą proszkową, drapiącą konsystencją.
OdpowiedzUsuńOch.. Mówisz ze kiedyś były lepsze?! :) Da sie? Nie no żartuję. Szkoda wiec że jakość spadła :/
Usuńczaj na co się chcesz, od Ciebie wszystko przeczytam z przyjemnością :D Jak się cieszę, że Ci smakowały, nie jest ze mną tak źle :) I kochana mam nadzieje, że się nie pogniewasz, ale odpiszę Ci na spokojnie w przyszłym tygodniu bo dziś wróciłam o 1 i jutro znów mnie nie ma :< Wybacz, ale nie chcę Ci odpisać na odczepke :* :)
OdpowiedzUsuńJeeej, także poczaję się na wszystko niczym tygrysica :)
UsuńJasne, odpocznij i napisz mi cudny esej :*
O tak pychotka <3
OdpowiedzUsuńWidze że mają wielu fanów! :)
Usuń