piątek, 4 marca 2016

Rok w pigule. Blogowanie, drama, ana, początki i porządki.

Cóż. Od czego zacząć? Kiedy ma się niesamowicie wiele do powiedzenia.. Braknie języka w gębie. Niby spontan.. Bo mimo wszystko wyleciałam stąd jak petarda, nie pozostawiając ani słowa wyjaśnień. Bez sensu. I kultury. Przede wszystkim. Zaznaczam  - post będzie lajtowy, jak zwykle niepoprawiany. Także wszelkie błędy mi po prostu wybaczcie, no już się kajam! Cóż, zapraszam Was (o ile ktoś tu w ogóle wpadnie?!) na małą fascynująco - poruszającą podróż. Podróż z okazji.. Pierwszych urodzin utworzenia SA. Zaczynamy? Zaczynamy! 


Wiele razy zaznaczałam w postach po co tak - w gruncie rzeczy - mi ten blog. Ale świetnie brzmi to zdanie, brawo ja! Whatever. Zakładając SA zależało mi tylko i wyłącznie na tym, by.. Jeść. Blog miał być taką ostatnią deską ratunku przed (i tu przerwę bo na to akurat poświęcę jeden akapit). Jedzenie słodyczy sprawiało mi problem od lat, myślę że równie wielki jak jedzenie czegokolwiek, wiecie, jedzenie samo w sobie. Pisząc pierwszy post, podczas zwolnienia lekarskiego spowodowanego zapaleniem krtani, czułam po prostu.. NIC. Ot tak. Ja wiedziałam, że nie jestem na tyle wygadana, na tyle fajna, mądra, bystra etc etc by przyciągnąć tu ludzi. Wiedziałam, że nie znam się na tworzeniu takich witryn, wiedziałam że nie umiem pisać, wiedziałam.. Że nie mam daru do przyciągania ludzi. Uważałam, że to po prostu "takie moje". Że to będzie miejsce dla mnie, taki azyl. Jednak, cóż. Zakazana sfera internetów (żartuje ! :D) jakimi są blogi o słodyczach.. Szybko mnie zauważyła. Za co dziękuję! No i tak się zaczęło. Kurcze z posta na post, bardziej i baaardziej czułam że tu pasuję - że nareszcie pasuję gdziekolwiek! Że ludzie mnie tu znoszą i tolerują. Że - cholera - nareszcie jest.. Dobrze! Nawet nie wiecie, a może i wiecie.. Ile sprawiało mi to dziecięcej wręcz radości. I że.. Po prostu.. Coś mi wychodziło. To akurat nie moja opinia, ja mam raczej tendencję do kopania się w dużą brazylijską.. A opinia innych. Po prostu - spodobało się. I nie chodzi tu o słodycze, zdjęcia.. A treść. Ja tu po prostu byłam sobą. Małą, rezolutną, zabawna blondyneczką. Nieco zagubioną ale śmiałą i wesołą! Taką ludzką, robiącą błędy, gadającą od rzeczy. Wypisz wymaluj - JA. Wydaje mi się że to klucz do mojego sukcesu. A raczej sukcesu w cudzysłowie - bo chodzi mi wyłącznie o grono czytelników. Ludzie lubią osoby szczere i proste. Bo nie oszukujmy się.. Nie ma a) ludzi idealnych b)ludzi którzy są dobrzy we wszystkim c) "alfów i omegów". Czasem lepiej być niedowartościowanym niż cenić się nadto. Kiedy tak Nas się tu nazbierało. Już na NASZYM blogu - bo jednak mimo że byłam autorem - tworzyliśmy to razem: Wy (czytelnicy), Wy (przyjaciele - blogerzy), no i gdzieś tam na szarym końcu ja - przyszły SAME I KU WIEKIEMU ZDZIWIENIU pierwsze współprace. Czekoladowy Miś, który pomógł mi uwierzyć że na serio ja mam coś do zaprezentowania. No o CHOCOLISSIMO, który.. No który.. Aż wiecie. Mnie zatkało wtedy. Bo co ja, autorka tak małego, "guanianego" bloga.. Co mi do nich! Jak?! Po co?! Dlaczego?! Urosły mi skrzydła! Ja wiem, brzmię jak świr (heheszek, tu akurat zgoda - ale o tym za moment). Ja kurcze pomyślałam, że się spełniam. Bo po prostu ktoś mnie wreszcie zauważył. Bo robiłam coś. Po prostu dobrze. Skoro takie były tego rezultaty. Zamotałam się i nie wiem o czym piszę. Ale jak mówiłam, spontan. Nie poprawiam! Suma summarum. Blog był deską ratunku, która zamieniła się.. W zainteresowanie? Bo nie żeby coś ale wyżyć i rodziny wykarmić za to nie mogłam.

No i przyszła chwila, kiedy niestety "mój fejm" zaczął przeszkadzać. W sumie do tej pory zastanawiam się WHY. Bo w porównaniu z blogiem Olgi mój był po prostu niczym. I tak słowo do słowa - stałam się żerującym papużyskiem. Wiem, śmiesznie brzmi. Jednak dla mnie była to wtedy sprawa poważna. Dlaczego? Bo to miejsce stało się wszystkim co mam, wszystkim (prócz pewnej rzeczy o której za chwilę już). Bardzo mnie to zabolało - z perspektywy wcale się nie dziwię. Ponieważ chyba już sama wiedziałam co się święci. A raczej.. Niestety nie miałam wtedy w sobie żadnej siły by się przeciwstawić, by odbierać słowa - a raczej by je zlewać. Wtedy, ledwo żywa - jeszcze wyłącznie psychicznie. Wszystko wzięłam do siebie. I tak, niejako, podpisałam na siebie wyrok. Jednak niejedzenie słodyczy, załamanie po stracie (czegoś co było dla mnie najistotniejsze - czyli po stracie bloga), późniejsze niejedzenie..

Tak oto zaczął się ten dosłownie szalony okres. Blog trzymał mnie w jedzeniowych ryzach. Jadłam bo musiałam coś dodawać (chociaż w sumie przy końcu to bywało już różnie), musiałam mieć siłę pisać. Po tym.. Wstyd przyznać że taka stara kobyła dała się taaaak podejść. O swoich zaburzeniach odżywiania wiedziałam. Bywało lepiej i gorzej. Czasem jadłam mniej, czasem więcej.. Ale.. Nigdy.. Nie.. Przestałam. I taaadam! Zawsze musi być ten pierwszy raz. W sumie tak działa ta choroba. To wynik czegoś. To nie przychodzi z du.. W domu ciężko, w szkole ciężko, tu - przecież już nie miałam tak na serio nic. Wiecie, z chęcią bym Wam to wszystko przybliżyła. Ale tak cholernie mało pamiętam z tego czasu. Ocknęłam się w okolicach października, jego połowie raczej. Wróciłam na studia. I okazało się.. Że nie jestem w stanie ich ciągnąć. Nie mówię o towarzyszącym mi zimnie, musie zapierniczania godzinami po mieście, nie mówię o zawrotach głowy.. A o tym, że ja po prostu nie potrafiłam się wysłowić. Nie potrafiłam złożyć jednego, cholernego, sensownego zdania! Nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie które ktoś mi zadawał - bo nawet go nie pamiętałam. Byłam wykończona.. Zmęczona byciem zmęczoną. Chociaż sama nie widziałam problemu w samym niejedzeniu (a pościłam już wtedy .. Kilka dni, nie piłam bo "woda tuczy" - serio).. Niektórzy już zauważyli. Dla mnie waga 40 kilogramów była, no była. Po prostu. Jednak.. No przy moich szalonych 165cm .. Nie oszukujmy się. Była zbyt niska, Chorobliwie niska. Kiedy już wiedziałam, po kolejnym ataku paniki.. Że nie mogę tak żyć. Posłuchałam rad. Powiedziałam rodzinie otwarcie co to się porobiło, poszłam do lekarza rodzinnego. Rozpoznanie. No nic szokującego. F50. Psycholog, pół roku w domu.. Zawieszenie studiów. I tak zwijając się z "bólu głowy" jakoś doszłam znów do siebie. A raczej trzymam chorobę, anoreksję, w ryzach. Tak by jeść i nie wariować. Bo nie oszukuję się. Ciężko być zdrowym. Respektowanie choroby i jej sztuczek, zagrywek.. No znów muszę się tego nauczyć. Jakbym zatoczyła jedno, wielkie, roczne koło! Tylko że tym razem.. O słodyczach raczej nie ma mowy - jestem jak duże dziecko. Znów się ich boję. Brzmię śmiesznie, przepraszam. Ale tak właśnie jest. Suma summarum znów. Załamanie po stracie bloga między innymi sprowadziło mnie w to czarne miejsce. I czasem sama nie wiem, czy chorowanie było gorsze.. Czy może leczenie. Whatever.

Pod koniec stycznia ruszyłam! Stwierdziłam - dokończ co zaczęłaś. I tak.. Stwierdziłam że się obronię. Tak, no mimo wszystko fajnie mieć tytuł w kieszeni. I jakoś myślałam że będzie mi lżej. Łatwiej. Byłam i jestem już fizycznie ok. Psycha w miarę, w miarę.. Nie powiem, dokonałam niemożliwego, bo od kilku dni nie jestem już zwykłą dziewczyneczką, panieneczką a inżynierem w pełnej krasie. Hah, śmieję się że rzutem na taśmę - inżynier z przypadku. Ale.. Dla mnie. Gdzieś w środku czuję że.. No wow! I.. Czas po prostu gdzieś zagrzebać, pogrzebać, pokończyć sprawy. Bo faktycznie robi się łatwiej. To samo tu.

Bo wiecie jak jest, są momenty kiedy trzeba zamknąć pewne rozdziały. Muszę zacząć poważnie myśleć CO TU DALEJ ZROBIĆ. I minęło zbyt mało chwil od ostatniego super wydarzenia bym miała w ogóle siły by kminić. Pomyślałam, choć tu postaraj się wszystko naprostować. Plany? Myślałam by tu wrócić. Bo już nie jestem taką "miękką fają" jak podczas choroby, która ogołociła mnie ze wszystkich bo i fizycznych i psychicznych sił. Jednak.. Żeby pisać takie treści.. No niebardzo miałabym o czym szczerze mówiąc. Kto wie, może wrócę, wrócimy z innym blogiem. No. Kto wie, ktooo wie. Ale wątpię by SA ruszyło od nowa. To już jakoś.. Zaczynanie tu wszystkiego od nowa znów zajęłoby mi kolejne pół roku. Śmiechem żartem, myślałam by tu wrócić i narobić większego szuuuumu, zająć się tym - jak pracą. Sama prosić o współprace i te inne cuda. To by dopiero był ból.. D.. Istnienia ! :))) Jednak. Nie no, z resztą nie dziamię. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Po co ja się w ogóle tak produkuję?

Bo dla mnie to zawsze Wy byliście tu najważniejsi. Nie te "zasrane" współprace, które tylko powodują wojny, nie fejm, sława i bogactwo (buhahahah :D no.) Ale Wy - ludzie. Którzy staliście się moimi.. Dobrymi ziomeczkami? Przyjaciółmi? Nawet po pół roku, niektórzy pewnie mnie nie pamiętają już.. Myślę że należą się słowa wyjaśnień. Nawet dla mojego spokoju. Bo nie jestem nadęta dziunią. I uważam że o ludzi trzeba dbać. Zwłaszcza że SA to nasze, jak pisałam wcześniej, dzieło. I dziecko! 

Dziękuje Wam za te parę miesięcy cudnej zabawy. Przepraszam, że nie umiałam o siebie zawalczyć. Żałuję że tak to wyszło. 

Co dalej? ... Myślę że jeszcze "świat o mnie usłyszy". 


Wszystkiego najlepszego Słodkie Abstrakcje. Jak na rok.. Wypas historia. 

Trzymajcie się ciepło, LOVJUBAJ.


24 komentarze:

  1. Cieszę się, że podzieliłaś się z nami swoją historią. Domyślam się, że nie było to proste. Wiele razy napisałaś, że nawaliłaś. Nie bądź jednak dla siebie zbyt surowa, jesteśmy tylko ludźmi, a to CHOROBA, to nie jesteś Ty i nie masz na nią wpływu. Nie możesz więc się obwiniać, bo to nie jest zależne od Ciebie. Jestem jednak pewna, że jesteś na tyle silna, że sobie ze wszystkim poradzisz, bo już widzę i czuję, że jest u Ciebie o niebo lepiej. Powiało tu przyjemnym świeżym powietrzem, myślę że wyjdzie Ci wszystko na dobre. Masz chęci, masz siłę, a to najważniejsze! Teraz tylko przekierować to na odpowiednie tory i będzie dobrze, wiem że będzie. Naprawdę jesteś niesamowita, pamiętaj, że życie i zdrowie jest najważniejsze, a ta choroba jest trudną przeciwniczką ALE NIE NIEZWYCIĘŻONĄ. Poradzisz sobie, musisz tylko wyjątkowo mocno chcieć tego sama. Wszyscy mogą Ci mówić i mówić, ale to musi wszystko wychodzić od Ciebie, a na pewno jesteś zmotywowana do tego by być zdrową bo jak móiłam silna z Ciebie dziewczyna i do tego bardzo mądra. Mam nadzieje, że tu wrócisz, bo myślę, że ten blog to dobra terapia. Wydaje mi się, że przyniósł więcej plusów niż minusów i dobrze by było jakbyś go kontynuowała. Ja oczywiście byłabym z tego powodu przeszczęśliwa podobnie jak reszta czytelników, ale oczywiście najważniejsza jesteś w tym Ty i musisz zrobić tak jak podpowiada Ci serce. Ja jednak liczę na Twój powrót tutaj, przyjmujemy Cię wszyscy z otwartymi ramionami - blogowa rodzinka i mam nadzieje, że jeszcze będziemy o Tobie słyszeć więcej tylko i więcej. Cieszę się bardzo, że się odezwałaś, nie ukrywam że bardzo na to czekałam. :-) Przesyłam Ci moc buziaków na szczęście, dla motywacji i zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Słońce ! Dobrze Cię - czytać :) Choróbsko straszne ale jak widać nie jest nie do przejścia :) Staram się żeby było w miarę dobrze, jak najlepiej. I jak najbardziej normalnie :)
      Blog faktycznie miał moc, jednak kiedy zaczynałam w ubiegłym roku jakoś wszystko było bardziej proste. Teraz słodyczy unikam jak ognia. Cóż. Jak pisałam no muszę jakoś jednak szanować i siebie i chorobę. Bo to nieziemski konkurent. Z resztą. Nie trzeba tłuaczyć.
      I ja się ciesze że choć na chwilę znów poczułam magię blogowania, zapomniałam co mnie tu pociągało! :) LoveU <3

      Usuń
  2. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszymy, że zechciałaś tutaj wpaść i napisać tak wiele o sobie :* Nie możemy napisać Tobie, że rozumiemy co czujesz i co przeżywasz bo tak nie jest ale uwierz nam, że trzymamy za Ciebie kciuki i życzymy powodzenia w tej walce :* Gratulujemy Ci tytułu i tego, że zebrałaś się w sobie i osiągnęłaś cel jaki sobie wyznaczyłaś! Oby tak dalej! Takimi małymi kroczkami na pewno w końcu sobie wszystko uporządkujesz i nabierzesz chęci do aktywnego życia. Wiemy, że powrót na bloga może być trudny ale nie porzucaj nadziei może, któregoś dnia będziesz chciała jeszcze raz spróbować go poprowadzić? Mamy nadzieję, że tak i będziemy tutaj na Ciebie czekały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie, ja się bardzo cieszę że nie wiecie moje drogie Pandziary ! :) Byłabym bardzo zmartwiona gdyby było inaczej :)
      Dziękuję za gratki, nie powiem - raz w zyciu mi się należą. Powiem Wam, że każdy jest pod wrażeniem. Z resztą sama nie mogę w to uwierzyć. Napisanie inżynierki samo w sobie to sztuka.. A z chorobą nad głową. Ech. Poziom hard! :)
      Może.. Może któregoś dnia powrócę. Kiedyś o tym pisałam "Wróci, zawsze wraca".
      Dziękuję Wam za dobre słowo ! :) Miło znów mieć kontakt! :)

      Usuń
  3. Cieszę się, że postanowiłaś tutaj napisać. Wiesz każdy w zyciu ma ciężko, ponosi porażki i odnosi sukcesy - to nieodłączny element naszego życia... nie można jednak obwiniać się za nasze porażki, poddawać. Bardzo cieszę się, że Tobie udało się podnieść i wierzę, że będzie coraz lepiej... będę też trzymać za Ciebie kciuki i modlić się byś w swojej walce odnosiła tylko sukcesy ♥ Małymi kroczkami do przodu - już wiele osiągnęłaś i jeszcze wiele osiągniesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś musiał nadejść ten dzień, rocznica wydawala sie być odpowiednia :)
      Każdy nosi swój krzyż, jasna sprawa.. Teraz wiem, ze nie mogę zbyt wiele od siebie wymagać. Bo dobrze wiem że każdą z takich moich wymyślnych bzdur spełnię. Bycie ambitnym jest trudną sprawą. Niestety :)
      Dziękuję <3 Miło mi czytać takie rzeczy. Wiem, że warto się teraz starać. Mam dla kogo ;)
      A co do osiągnięć - jaaaaaaasna sprawa! :)

      Usuń
  4. Miałam czytać bliżej wieczora, ale jakoś wyszło, że jestem dopiero teraz :D
    Ja również cieszę się, ze napisałaś, przynajmniej wszyscy wiemy, że na pewno żyjesz ;). Trzymam kciuki i wierzę, że uwolnisz się od choroby, a jedzenie stanie się codziennością, przy tym przyjemnością, nie przymusem. Jeśli będziesz gotowa to wracaj, masz dawne podstawy, a każdy przyjmie Ciebie i Twoją charyzmę z otwartymi ramionami ;) Co tu więcej mówić, nie będę Cię pouczać, dużo już przeszłaś i jeśli ktoś miałby Cię wyrwać z anoreksji to tylko ty sama, musisz tego chcieć, swoje osiągnęłaś i naprawdę mogłabyś to kontynuować. Trzymaj się, będzie lepiej, tylko uwierz w to <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle nie ma żadnego problema :)
      Żyję żyję i mam się nawet dobrze. Na bank lepiej niż wtedy, kiedy sie z Wami żegnałam :) Ja również mam nadzieję że z chorobą dojdę do jakiegoś porozumienia. A na bank, że już gorzej nie będzie :)
      <3

      Usuń
  5. Och kochana, tak cieszę się, że dałaś znak życia! Sama nie wiem co napisać, po po tym co teraz przeczytałam moja głowa jet pełna emocji, mętliku i paniki. Współczuję Ci tego, co przeszłaś, tego, że zapierałaś się, że nic Ci nie jest nawet w tedy, kiedy pisałam Ci przy zdjęciach, że wyglądasz ZA CHUDO. To przykre, że ta choroba Cię niszczy. I błagam! Nie pisz mi tu o żadnym trzymaniu anoreksji w ryzach. Ucisz ją, zagłusz i żyj normalnie, bo z nią przy boku Twoje życie będzie nudne i pełne zasad, wyrzeczeń. Z tego DA SIĘ WYJŚĆ, bo są takie osoby, które zgłuszyły to na dobre - trzymam kciuki :*
    Co do inżynierki...GRATULACJE! :D Jestem mega dumna :) Mam nadzieję, że jednak wrócisz na SA, bo to uroczy blog z pozytywną dawką Ciebie. Nie przejmuj się tym, że ktoś Cię posądził o kopiowanie, bo po prostu nie warto - olej i żyj dalej!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No witam moja droga :*
      Pamiętam jak było! I uwierz mi na słowo, gdybym tylko widziała wtedy to co Ty widziałaś.. Mogłabym przestać. Jednak. No. Okazało się że obraz był NIECO zaburzony :) Licze że uda mi się tego pozbyć, progress jest. To najważniejsze :)
      Dziękuję za gratulacje ! :) Raz mi się coś udało :D
      No blog to cała ja, nie da się ukryć że oddałam mu moje serducho i dusze. Taka ja - online ;) Żyć żyję. I wiem że.. Teraz nie dałabym się tak łatwo skopać :D

      Usuń
    2. I to mnie cieszy! Niby rady od tak lichej psychicznie dupy jak ja są niczym, ale mam nadzieję, że choć troszkę podbudowałam :* Pamiętaj, ja w Ciebie wierzę i zawsze jestem z Tobą! Jesteś moją wirtualną przyjaciółką, którą strasznie chciałabym poznać w realu :)

      Usuń
  6. Może nie udzielałam się na Twoim blogu zbyt długo, bo sama wtedy zaczynałam i byłam świeżakiem :D Ale wierzę, że jednak mnie kojarzysz ^^ I co mogę, a raczej - co chciałabym powiedzieć.. Chyba nic odkrywczego, że bardzo mi przykro za to co musiałaś przejść, za nawrót choroby, która tak strasznie niszczy życie, nie ważne, czy doprowadzi kogoś do szpitala czy nie. Tym bardziej się w to wczuwam, bo mój blog miał podobne 'background story', chociaż założyłam go w lepszym stanie psychicznym. I też bywały wzloty i upadki, którymi dzielić się mogłam tylko tu, w internecie, bo chyba żaden z moich bliskich nie był i nie jest świadomy co się działo i dzieje w mojej głowie (albo nie dopuszczają do siebie takiej myśli, bo to w końcu 'jakiś absurd' xd). Dlatego też tym bardziej doceniam Twoje wyznanie i baaardzo mocno trzymam kciuki za Twoje 100% 'recovery'. Nie można dać się chorobie pokonać, za dużo jest piękna na świecie, żeby zamiast się nim cieszyć, tracić czas na dołowanie się i nienawidzenie siebie. Cytując bodyposipanda z instagrama: You are enough. Don't miss out on 95% of your life just to weigh 5% less. You deserve to make peace with your body <3 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne że Cię pamiętam - witaj ! :) Jak pisałam nie było nic ważniejszego niż Wy. :)
      Wiem, że ciężko cokolwiek powiedzieć. Jednak jestem jedną z tych osób które raczej nabijają się z tego że chorowały. :) Także no :) Bez lipy :D
      Wiesz mam wrażenie, że większość osób z naszej blogsfery ma podobne story za sobą. Bo .. Nie oszukujmy się ale kto "normalny" pisze lub czyta o słodyczach. Tak, nikt. :) Takie czasy :) I ja oczywiście jestem za! Bo to raz fajna zabawa, dwa świetna pasja! :)
      Cytat świetny i uważam że baaaaaardzo prawdziwy. Jednak z mojej perspektywy - takiej starej bobki to ciężko będzie o normalność :)

      Usuń
  7. Słonko zaglądałam tu namolnie co jakiś czas licząc na nowy post,słowo co się dzieje czemu tu cię nie ma. Bardzo Ci współczuję tego wszystkiego co przeżyłaś i dalej przeżywasz:( Trzyma mocno kciuki za Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma czego współczuć jest już.. Lepiej niż było na bank! Ale.. Myślę że powinnaś zajrzeć tu.. Jutro ? :)

      Usuń
  8. Jako wierna czytelniczka mam nadzieję, że jeszcze tutaj wrócisz :)
    Generalnie doskonale Cię rozumiem, bo sama przechodziłam ten koszmar (faktycznie pewnie jak większość ludzi piszących o słodyczach xd). Daaaaawno temu, kiedy miałam 17 lat. Dopiero skierowanie do szpitala mnie otrzeźwiło, postanowiłam, że sama dam radę, że nie poddam się i po 7 latach od tamtej pory nie sprawdzam już nawet ile kalorii ma to, co jem, czekoladę zjadam całą na raz, a pizza czasem 3 razy w tygodniu bez wyrzutów sumienia i generalnie mam opinię człowieka z tasiemcem, bo jem coś cały czas ^^ Wierzę, że i Ty dasz rade i trzymam kciuki! I szacun za napisanie inżynierki w takim stanie! To najlepszy dowód na to, ile siły masz w sobie, teraz tylko musisz wykorzystac jej pokłady na walke z F50 ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadnij jutro, to przekonasz się czy jeszcze tu zajrzę :)
      Tak, myślę że ludzie nazbyt zainteresowani żarciem mają problem. I mogą się wypierać.. Ale przecież dobrze wiemy skąd ten "kontakt" - pisanie, czytanie.. Oglądanie produktów. Mózg to cwana bestia. Kiedy chce się wykarmić :)
      Spokojnie, jestem z tymże obrzydlistwem 1:1 ale.. Postanowiłam się nie poddawać. Oooo nie ! :) Iii.. Przykro mi że też Cię to tam gdzieś spotkało. :/

      Usuń
    2. Super, że wróciłaś :D Dokładnie, mi to słodyczowe zboczenie zostało z tamtych czasów, no i w sumie... od zawsze po prostu lubię słodycze ^^
      Najważniejsze, że jesteś świadoma tego, że był problem, to tak naprawdę klucz do sukcesu :D Oprócz tego mam jeszcze całą paletę F40, ale jakoś sobie radzę xD

      Usuń
  9. Super, że znów jesteś! Trzymam kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uff, a to historia, nie do pozazdroszczenia, ale z pozytywnym finałem. Trzymam kciuki, aby jedzenie całkiem przestało straszyć :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie, sama liczę na to że mimo wszystko jakoś to się tam ułoży :)

      Usuń
  11. super, że podzieliłaś się swoją historią, trzymam kciuki żebyś pokonała tą wstrętną chorobę, dasz radę, na pewno ( w to nie wątpię) i wróciła tu na dobre! no i teraz wierzę będą zdrowsze słodycze? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba być szczerym. To najważniejsze :) Również liczę że uda mi się powalczyć - i wygrać!
      Będą. I zdrowsze "i chorsze". Będzie niezły miszmasz. Abstrakcje zobowiązują :)

      Usuń