Czasem, kiedy wydaje mi się - zwłaszcza wieczorami - że już jest lepiej robię bilans zysków i strat. Zysków w takie dni jak ten brak, straty.. Wydają się być wysokie niczym Mount Everest. Zatracić człowieka w człowieku, utrzymywać bezwładną i bezładną pustkę.. Życzyłabym sobie by moje dni bywały po prostu "ok". Kręcenie się między euforią i szałem, niepohamowaną radością a smutkiem i żalem. Tego nie da się znieść. By nie myśleć nazbyt wiele przychodzę z błahą notką. A nóż widelec komuś się przyda.
Kolejna zdrowa rzecz na blogu, zanudzę i Was i siebie. Choć z drugiej strony w tym dwudziestym-fit-pierwszym wieku.. Cóż, myślę - to tak po krótce - iż wielu chętnych na takie produkty się znajdzie. Z resztą, piszę o czym mogę i o czym mam. A staram się z całych sił by mieć. To duże wyzwanie, zwłaszcza przy tak.. Niełatwych okolicznościach? Niefortunnych? Wymagających? Odpowiednie słowo mam na końcu języka, jednak ze względu na dzisiejszą meduzę w mózgu odpuszczę zagrzebywanie się w takie dyrdymały. Przejdę do recenzji - Jazzy Bites w wersji truskawkowej.
Znamy się nie od dziś, wszyscy tu zebrani, wiemy dlaczego ten właśnie produkt znalazł się w moim koszu. Krótki skład, brak dodatku cukru. No idealnie. Jedynie co mnie nie przekonywało.. To to.. Że ja po prostu lubię naturalne owoce. Nie potrzebuję skoncentrowanych zamienników. Jednak dla bloga, "worek na łeb i za ojczyznę!". Aj. Mniejsza o większość, konkrety.
Opakowanie samo w sobie wydaje się być dość awangardowe, utrzymane w standardach XXI w - nowoczesne po prostu. Białe z czerwonymi oraz zielonymi elementami. Chaotyczne. Trochę odpustowe. Nie mój gust. Jednak myślę, że chwyt chwytliwego opakowania działa - rzuca się ono w oczy.
Po otworzeniu białej folijki z opakowania wydobył się bardzo słodki, lepki, ciężki nieco żelkowy zapach. Taka bardzo aromatyczna kompilacja truskawki i.. Czegoś jakby dymnego, palonego, wędzonego? Pierwsze wrażenia zdecydowanie lepsze, przyjemniejsze. Jednak, co tu się czarować. Kto normalny by się wwąchiwał?
Po wyjęciu batona z opakowania.. Meeeh, małe toto i chude takie. Długi prostokącik okazał się być bardzo wątłym tworem, pięknym - jak każdy baton typu "raw". Jednak jako że spotkałam się już z kilkoma tego typu batonami, nic mnie to nie zdziwiło. Byłam przygotowana na przykry, kupiasy wygląd. Batonik był brązowożółty (tu ciśnie mi się słowo na s, ale nie będę się brzydko i nieapetycznie wyrażać! o!), z widocznymi poszczególnymi elementami składowymi. Taki zlepiony morską wodą, nadmorski piach wprost z plaży.
Przechodząc do smaku zacznę od konsystencji, bo to pierwsze co mi się rzuciło.. W oczy? W buzię? W.. Nieważne. Do rzeczy. Batonik był miękki, rozpadał się w ustach na kolejne, mniejsze elementy. Koniec końców odnieść można było wrażenie, iż w buzi rozgościła się spora garść piachu. Chrzęszcząca między zębami. Naaaaaajs. W ogóle baton mistrzostwo konsystencji. Bo mimo że był suchy - jak wiór - jak piach w słoneczny dzień, był również jakby gliniasty. Szczerze? Dziwadło. Ale wciągające! Po pierwszym gryzie nie poczułam żadnego smaku. I tak myślałam sobie że może się popsułam, czy coś. Bo nic. Ni to karton i tektura, ni słodka truskawka. Po kolejnym małym gryzku gdzieś już poczułam smak słodkich rodzynek (?).. Przy następnych gryzach pojawił się aromat truskawki, tym bardziej intensywny im więcej gryzów się zrobiło. Tak myślę, co poczułoby się jedząc dwa batony z kolei.. Może to już umami? Batonik zdecydowanie słodki, nawet bardzo słodki - ale słodki w zdrowy, niemdlący sposób.
Konkludując. Batonik, mimo wielu obaw (szczególnie związanych z dymnym zapachem) okazał się bardzo słodki - tym samym bardzo dobry. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to konsystencja. Piach w ustach to coś czego nie znoszę. Jednak z drugiej strony.. To takie.. Niespotykane. No i opakowanie. Ale o gustach się nie dyskutuje.
Nazwa: Sante, Jazzy Bites fruit bar with strawberry
Producent: Sante A. Kowalski sp. j.
Skład: owoce suszone 78% (rodzynki, daktyle), mąki (jęczmienna, kukurydziana, ryżowa), płatki owsiane, koncentrat jabłkowy, truskawka liofilizowana 1,5%, aromat naturalny, olej roślinny (bawełniany lub słonecznikowy lub rzepakowy)
Waga: 30g
Wartość odżywcza (B/W/T)/100g: 4/69/1
Kcal/100g: 317
Gdzie kupić: E. Leclerc
Cena: 1,79zł
Ocena: 4/5
Nie widziałam ich jeszcze nigdzie, ale jeśli znajdę, to kupię na pewno ;) Trzeba przetestować ;)
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle... ze zdjęciami dochodzisz do perfekcji :)
Boże, że ja Cię potrafię zaskoczyć! Nareszcie! :)
UsuńStaram się, talent mam po starszej Siostrze ;)
Nigdy ich jeszcze nie spotkałam, ale na pewno się skuszę :)
OdpowiedzUsuńTego nugusa akurat mogę polecić :) Wyszedł, nie ma co :)
UsuńJeszcze nie widziałam ale jeśli mam być szczera to parcia na niego nie mam - może kiedyś się skuszę ale przezyję, jeśli nie uda mi się go spróbować ;)
OdpowiedzUsuńZnaczy, ja pewnie bym go minęła gdyby nie recenzje. Także rozumiem w 100% :)
UsuńAle smaczny jest. Więc jak coś. Chwytaj w łapki!
ooo tych jeszcze nie widziałam! na pewno kupię :)
OdpowiedzUsuńMam w takim razie nadzieję, że będą Ci smakować :)
UsuńZgłasza się kolejna, która tego nie widziała. Albo widziałam tylko na widok truskawki moja pamięć wymazała nieprzyjemne wspomnienie ;) Muszę sprawdzić, czy są jakieś inne smaki.
OdpowiedzUsuńSa.. :) Też się tu pojawi ;)
UsuńKurcze, raz w życiu coś oryginalnego ! :D
Oho. :D A ja je recenzowałam jeszcze przy wcześniejszych "roboczych" opakowaniach. :D Dobrze, że je zmienili, bo wcześniej wyglądało (jak dla mnie) jeszcze gorzej. :D
OdpowiedzUsuńNie chcę sobie tego nawet wyobrażać :D
UsuńNie widziałam nigdzie a chętnie bym spróbowała (:
OdpowiedzUsuńJak dorwiesz to koniecznie, małe i niepozorne ale zasładzające maksymalnie :)
UsuńNie widziałyśmy ich jeszcze w tych nowych opakowaniach :) Z chęcią kupimy aby porównać czy się różni z tymi w zwykłych przezroczystych papierkach bo jeszcze niedawno zajadałyśmy się nimi :)
OdpowiedzUsuńO, aż żałuję że nie widziałam pierwowzoru.. I w takim razie jestem bardzo ciekawa porównania :)
UsuńW życiu nie miałam okazji go spróbować, ale jak go dorwę... :)
OdpowiedzUsuńHuehuehue to spodziewam się co z nim zrobisz :D Już życzę smacznego :)
UsuńŻałuję, że nie kupiłam jak miałam ku temu okazję, ale myślałam, że będzie miał konsystencję jakiegoś styropianowego jak te z Netto. A tu proszę, coś zupełnie innego, niż myślałam ..bu! :(
OdpowiedzUsuńKoniecznie wróć i spróbuj! Mam nadzieję, że nie pożałujesz :)
UsuńAbstrahując, zawsze miałam wrażenie że rawbatony są jak tektura.. A tu.. Cóż co jeden, to inny.. Lepszy :)
Takich chyba nie jadłam. Z batonów ,,eko" kojarzę raczej te zlepki ziarenek i orzechów. Tych na bazie suszonych owoców nie przypominam sobie żebym jadła. Chociaż nie! Chyba raz jadłam coś takiego z Rosmanna, aczkolwiek zjadłam dosłownie kawałek, bo było to jakieś dziwnie kwaskawe i galaretowate. Ten mógłby mi nawet smakować ale jak mówię, nie mam pojęcia, bo nie próbowałam. :D
OdpowiedzUsuńŁooo aż myślę co to mogło być :D Brzmi pysznie :p
UsuńAle tego mogę Ci polecić, nic z galarety :)
Musi być słabo dostępny, bo nigdzie go nie widziałam :/
OdpowiedzUsuńJa jedynie w jednym miejscu. Także coś w tym jest :)
UsuńChyba nie byłby moim ulubieńcem :)
OdpowiedzUsuńWiadomo jak jest, każdy ma swój smak. Swoją drogą, co preferujesz lub polecasz? Może się podejmę recenzji ? :)
UsuńCiekawy produkt, ale faktycznie chyba słabo dostępny ;)
OdpowiedzUsuńJak tak Was czytam, na to wychodzi :) Jednak jeśli się na niego natkniesz.. Śmiało zgarniaj :)
UsuńKupię przy najbliższej okazji, bo chętnie go sama spróbuję :D
OdpowiedzUsuńSA polecają! :)))
UsuńŁadne zdjęcia:),ale takie batoniki to nie moja bajka:)
OdpowiedzUsuńA dziękuję, dziękuję :) Starałam się :)
UsuńBatoniki takie o, takie nic :) Można spróbować.. Raz ;p
U mnie są za 1,20 w sklepie, pycha zwłaszcza truskawkowy :3
OdpowiedzUsuń