sobota, 30 maja 2015

Grupa Maspex Wadowice, Mleczny Start (kanapka zbożowa czekoladowa)

Pewnego dnia, grudniowego o ile dobrze pamiętam, wybrałam się do Biedronki w celu zrobienia - ot takich - FITzakupów. Zawsze się czaruję, zawsze mam nadzieję, że kupię tylko i wyłącznie to, co mam do kupienia: od warzyw, przez owoce, do nabiału i ewentualnie pieczywa. Niestety moje plany, mocne postanowienia zrobienia zakupów z głową, zawsze zostawiają mnie samą tuż przed wejściem do sklepu. Machają mi z daleka, przesyłają gro całusów zza szklanej szyby i zbijają się ze mnie kiedy tylko sięgam po coś, co nie jest mi potrzebne. Czekają na mnie oczywiście, by wrócić ze mną do domu. Pamiętam, że owego dnia miałam niemały kryzys finansowy. Był to czas mojej aktywności aptecznej, wszystko wydawałam na leki i leczenie. Więc naprawdę, dokupowanie kolejnych bzdetów i cudów na patyku nie było mi na rękę (na kieszeń). Ale oczywiście nie mogłam się powstrzymać, musiałam doposażyć się w coś, cokolwiek. Choćby miało być najgorszym.. Produktem. Tu margines: szkoda słów. Tak stałam się szczęśliwą właścicielką dwóch z trzech wersji smakowych superzdrowych produktów! Dziś Mleczny Start w wersji czekoladowej.

piątek, 29 maja 2015

Mondelez International, 3Bit Big (orzech)

Cofanie do czasów dzieciństwa, stanie się chyba znakiem rozpoznawczym tego mojego maleńkiego, słodkiego światka. Raz za razem bowiem odnoszę się do czasów bardziej i mniej zamierzchłych. Siedzieliśmy już razem w piaskownicy, czytając o produktach Wedla. Dziś natomiast przeniesiemy się w czasy później podstawówki. Podróż jedynie.. 10 lat wstecz? 

Z moją Przyjaciółką znamy się od zawsze. Nie żartuję, nie pamiętamy nawet pierwszego spotkania. Obstawiam, że Mamy nasze kochane po prostu wyrzuciły nas "na ulicę" i z braku laku po prostu musiałyśmy mieć ochotę na wspólne zabawy. Zabawa wydłużyła nam się nieco, gdyż trzymamy się razem do tej pory. Wiecie, wspólne pierwsze alkohole za małolata, pierwsze papierosy, pierwsze całonocne imprezy..

I mój pierwszy 3Bit. Pamiętam, jak moja Przyjaciółka zajadała się nimi każdego dnia, zachwalając je pod niebiosa, wmawiając mi jakie one są cudowne, jakie dobre i wspaniałe. Pewnego razu wracałyśmy ze szkoły. Tak, nie mylicie się, chodziłyśmy do jednej klasy, siedziałyśmy w jednej ławce.. I to całe 9 lat! Zaszłyśmy do sklepu, Ona standardowo wzięła swojego ulubieńca, ja już chciałam prosić o mojego. Ale.. Dałam się jej namówić na tegoż oto zawodnika. Spróbowałam - ok, baton jak baton. Nie porwał mnie, nigdy do niego nie wracałam.

Do czasu! Podczas zimowej sesji miałam masę roboty. Kiedy poczułam się totalnie rozładowana postanowiłam naładować akumulatory! A co najszybciej mogło mnie postawić na nogi w tej podbramkowej sytuacji? Oczywiście że słodycze, cóż by innego! Pałętając się między sklepowymi półkami, natrafiłam na zielonego zmutowańca klasycznego 3Bit'a - wersję orzechową. I dziś Wam nieco o niej opowiem :)

czwartek, 28 maja 2015

Czekoladowy Miś, czyli pierwsza współpraca!

Kurcze. Znacie to uczucie, kiedy wydaje Wam się, że wreszcie coś idzie tak jak trzeba? Że coś nabrało sensu? Że to, co sprawia Wam niemałą przyjemność, robi wrażenie na innych? Że inni właśnie, zwracają uwagę na Waszą "dobrą" robotę? Znacie to uskrzydlające uczucie docenienia?

Szczerze powiedziawszy, już dawno tego nie czułam. Ba, co więcej.. Czułam się (i chyba nadal nieco czuję się) niedoceniona. Ale to temat na dłuższą rozmowę przy kawie, ewentualnie szklaneczce whiskey.

Zakładając bloga myślałam.. O czym w ogóle ja myślałam? Chciałam po prostu mieć pretekst by jeść słodycze. Wiem, brzmi to przynajmniej dziwnie. Jakbym nie mogła tego zrobić "ot tak". Zakładka "o mnie" wiele wyjaśni. Śmieszne to, zdaję sobie z tego sprawę. Możecie w tym momencie rechotać jak żaby, łapiąc się za brzuch i śmiejąc się jak wariaci. 

Jednak w jakiś tam sposób, mniejszy lub większy pomaga mi to przezwyciężać moje słabości. 

Nie raz i nie dwa przeglądałam strony poświęcone słodyczom, czytałam o nich: o ich zapachu, smaku, fakturze. Siedziałam jak zaczarowana godziny dziennie, chłonąc każde zdanie jak gąbka. Czytałam o bajecznych współpracach, dzięki którym poznać można kolejne nowe smaki, poczuć jakieś nowe doznania. Na blogach "tastetestowych" znalazłam wszystko czego było mi trzeba, jednak tylko w teorii. Stwierdziłam - zaryzykuj, zmień coś wreszcie!

Jedzenie, normalne jedzenie.. To pierwszy krok bym poczuła się wolna. 

Zaczęłam blogować. I mimo iż uważałam, że kompletnie mi nie wychodzi.. Jest zupełnie odwrotnie. To w dalszym ciągu jednak nie moja opinia.

Kilka dni temu napisała do mnie Pani Ania, właścicielka sklepu Czekoladowy Miś, proponując współpracę. Po chwili wahania, krótszej kontemplacji - zgodziłam się! Bo dlaczego miałabym nie robić tego wszystkiego "na poważnie"? Żadna to ciężka praca, żadna praca w sumie.. A miła, lekka, przyjemna i słodka. :)

Nie wiecie, jak bardzo się cieszę.. Jaka jestem dumna! :)To błahostka, niby nic. A jednak dodaje mi to skrzydeł. Muszę się rozwijać i iść do przodu, nawet jeśli miałby to być właśnie ten kierunek. Czas na kolejne zmiany!

Także w najbliższym czasie poznamy wspólnie pare cukierachów! Nie mogę się doczekać!

Bez sensu ten wpis, masło maślane, chaos ogólny. Ale ja, jak to ja - musiałam się pochwalić! :) I podzielić moimi emocjami :)

środa, 27 maja 2015

Mieszko, Duet

Kolejny raz nawiedziła mnie blokada pisarska, stąd też niestety brak jakiegokolwiek słowa wstępu. Nie myślcie, że z tym nie walczę. Pare ładnych chwil spędziłam nad pustą e-kartką. Jednak nic nie udało się wykrzesać. Liczę, że szybko mi to przejdzie. Całe moje jestestwo w końcu opiera się na owijaniu i laniu wody, a samo przechodzenie do konkretów nie jest moją mocną stroną.

Duet od Mieszko to produkt ,z którym w Auchan (jak i w ogóle), spotkałam się pierwszy raz. Nie powiem, że nie ale zapewne to było właśnie motorem napędowym do podjęcia decyzji o kupnie. Słusznej? Ekhm, z perspektywy czasu widzę, że wszystkie moje wybory, każdy jeden, nie są najlepszą z możliwych opcji. Czasem zastanawiam się, co tak naprawdę siedzi w mojej głowie i pcha mnie do robienia takich, a nie innych "głupot"? Co to za głos podpowiada mi, by robić rzeczy, które mogłabym sobie darować? Głębsza kontemplacja. 

niedziela, 24 maja 2015

E. Wedel, Pierrot

Kobiety to naprawdę ciekawe istoty. Czasem mam wrażenie, że słowo "kobieta" samo w sobie powinno być używane zamiennie z "absurdem", "niedorzecznością" czy "bezsensem". Skąd te daleko idące wnioski? W sumie sama nie wiem. Dziś chyba sama nie wiem. "Niby nic, a jednak coś", cała ja. Czy to właśnie nie jest niedorzeczność? Ciężko mi cokolwiek ubrać w słowa, chyba przeżywam kryzys - powiedzmy - pisarski. Myśli gdzieś tam błądzą, nie chcą wyjść z mojej zewnętrznej skorupy. Wrócę do sedna, bez zbędnego słowa wstępu. Jak bardzo lubuję się w orzechach arachidowych.. Chyba już wiecie. Nie muszę ponownie nakreślać mojego stosunku do nich, bo i po co kolejny raz wspominać o tym samym. Jak prawdziwa kobieta jednak, niedorzeczna w mym mniemaniu, na przekór zawsze z mieszanki wybierałam Bajeczne.. Do których z upływem lat dołączyły również Pierroty. A cóż one mają w składzie, co takiego skrywa ich środek? Chyba się domyślacie?

sobota, 23 maja 2015

Orangina Schweppes, DrPepper Diet

Nie samą czekoladą człowiek żyje, a przynajmniej nie na co dzień. Muszę przyznać, że jestem jedną z tych osób, które nie "pilnując miski" rozrastają się do XXL size w mgnieniu oka. I teraz pewnie zadajecie sobie pytanie: "Skąd ten blog, dlaczego go prowadzisz?". Bo najbardziej na świecie (wyłączam stąd rodzinę) kocham słodycze. Nie będę ich sobie odmawiać z racji FITmody. Bo i po co? Życie ma się tylko jedno. Z drugiej jednak strony "jak Cię widzą, tak Cię piszą", ja też lepiej czuję się będąc mniejsza. Wiec tak, trzymam się redukcyjnych zasad, od czasu do czasu wprowadzam "małe dni szaleństwa". I dlaczego by się z kimś tym nie dzielić? Wiele osób, jak ja kiedyś, ślini się do słów napisanych przez recenzentów, bo przecież "nie mogą zjeść". Przeglądają zdjęcia jak opętani. Iiii... Ucinam temat, drażni mnie on niesamowicie. Jeszcze bym coś dodała od siebie, obrażając kogoś obnażając prawdę. A ja wolę mieć "rączki tutaj!".

Jako że do wcześniej wspomnianego pięknego dnia, oszukanego "day'a" zostało jeszcze trochę czasu, a mnie wykręcało na myśl o czymś innym, niekoniecznie słodkim, postanowiłam skierować się do półki z napojami. No szaleństwo! Redukcyjne, zerokaloryczne napitki nie cieszą się dobrą sławą, jednak często po nie sięgam. Cóż. Nie będę się z tego tłumaczyć. Ludzie sięgają po papierosy, alkohol i narkotyki.. A ja miałabym klęczeć na grochu i chodzić na kolanach dookoła kościoła za, powiedzmy, Colę Zero? :)

Coś nie mogę się dziś skupić na temacie głównym. Wracam do sedna ucinając krótko. Dziś przedstawię Wam produkt, nowość na polskich (żabkowych) półkach. Przed Wami DrPepper w wersji "Diet".

czwartek, 21 maja 2015

Fazer, Dumle Snacks

Ostatnimi czasy, od prawie trzech miesięcy dokładnie, rządzi mną i kieruje nieodparta chęć jedzenia rzeczy, których nigdy nie próbowałam. Bardzo mi to na rękę, nie powiem. Niesamowicie pomaga mi to w zwycięstwie nad "chorą głową". Z drugiej jednak strony, chęć ta, bardzo silna - wręcz nie do opanowania, często pakuje mnie w niezłe tarapaty. Bo ileż niedobrych słodyczy miałam okazję, w ciągu tego czasu, spróbować? Całe gro! 

Dumle znam, owszem. Ale jedynie formie cukierków. Te jednoznacznie mi się kojarzą. Widzę Dumle - myślę Mama, Tata, rodzeństwo, dom, wakacje, lato, pełnia kolorów, powietrze po burzy, zapach bzu, ciepłe kakao w zimę, wolny czas, beztroska, zabawa w ogrodzie, woń jabłek prosto z drzewa, "glutowata" jajecznica mojej Mamy.. Mogłabym wymieniać i wymieniać.. W nieskończoność. Dumle kojarzą mi się z dzieciństwem, a jak wiadomo każdy lubi do niego wracać. Pamiętam je jako bardzo smaczne, głębokie cukierki. Miękkie, czekoladowe, bardzo słodkie. Ślicznie opakowane. Więc czemu nie spróbować czegoś, co może znów wprowadzić mnie w najpiękniejsze kontemplacje na temat rzeczy, które bezpowrotnie minęły, a do których chciałoby się wrócić chociażby myślami?

wtorek, 19 maja 2015

Koral, Lody Łaciate śmietankowo-czekoladowe

W ten piękny, słoneczny, iście letni dzień nie mogłabym przedstawić nic innego jak lody. Bo czyż to nie one właśnie kojarzą się każdemu z nas z wakacjami, wolnym czasem i piękną pogodą? Mam nadzieję, że zgadzacie się ze mną.

Wracając z zajęć wstąpiłam do sklepu, ot tak zrobić zakupy. Wiadomo, jedzenie się kończy, sesja się zbliża wielkimi.. A wręcz przeogromnymi krokami. Trzeba mieć siłę! Kiedy przechodziłam obok zamrażarki z lodami, nie mogłam się oprzeć by nie wziąć jednego w swe małe rączki. Z racji tego, iż rzadko zdarzają mi się jedzeniowe odskocznie (prócz cheatów!) wybrałam najmniejsze zło. Prostego, najmniej skomplikowanego i małokalorycznego loda. Lato się zbliża - czas zmieniać opony. I tym oto sposobem dziś recenzja loda Koral.

niedziela, 17 maja 2015

Confiserie, Verpoorten Chocolade

Tytuł posta, który wprowadziłam jest dla mnie zagadką. Nawet nie wiem czy poprawnie spisałam producenta i nazwę niemieckiej czekolady (o ile jest ona zza zachodniej granicy). Mój język niemiecki jest na poziomie zero, nigdy się go nie uczyłam. I mimo iż w moja krew jest w jakiejś części niemiecka - moja Prababcia była niemką (dlatego jestem taka.. sami wiecie co się mówi), ni w ząb nie umiem nic powiedzieć czy przeczytać. Tak czy siak, nawet nie mam czasu sprawdzać, rozwodzić się. Więc jeśli komuś zależy, zapraszam do googlania. Idzie sesja, a nie :)

sobota, 16 maja 2015

Tastino, Roger orzechowy

Na moim skromnym blogu istna parada batonów różnej maści. Zbożowe, zwykłe typowo czekoladowe, wafle.. Mam jeszcze w magicznym zeszycie pare notek to opublikowania. A wszystko to jest następstwem urodzin, kiedy to dostałam takie słodycze w ilości dość pokaźnej. :) Oczywiście bardzo się cieszę, a jakże! Tylko obawiam się, iż Was zanudzę. Ale spokojnie! Jutro przyjdzie czas na czekoladę, obiecuję!

Jakiś czas temu podjęłam się wyzwania, przetestuję lidlowską rodzinę Rogerów. I tak za mną już dwa smaki pokrytych czekoladą wafli: kokosowy oraz "cocoa with milk chocolate". Dziś smak trzeci, orzech mianowicie. :)

Szczerze powiedziawszy miałam mieszane uczucia. Wiedziałam, że to może być bardzo dobre. Miałam na uwadze także fakt, że podobnie myślałam o kokosowym. Jednak jak mawiają "do odważnych świat należy"!

piątek, 15 maja 2015

Corny free, Weiße Schoko

Są takie dni, kiedy to nic ale to zupełnie nic nie idzie po naszej myśli. Mleko się przypala, szklanki z rąk lecą, włosy się nie układają, człowiek chodzi rozzłoszczony i poddenerwowany.. I jeszcze na dodatek kosmetyki się kończą. Apogeum wszystkiego. To się nazywa dzień zero, tragedia w trzech aktach. Cóż.. Co jak co, jednak kosmetyki kupić trzeba. Wszystkie na raz, jak zwykle. Podczas wizyty w Rossmannie zaopatrzyła się, jak to ja oczywiście, w miliard niepotrzebnych rzeczy, w tym także w tą dziś recenzowaną. Na tapecie Corny free - Weiße Schoko, czyli baton zbożowy z białą czekoladą.

wtorek, 12 maja 2015

Roshen, Konafetto

Kolejna wizyta w Auchan, kolejna przebieżka przy ścianie grubasa.. Nie mogłam tam nie pójść, bo przecież to idealne miejsce dla mnie. Cukierkowy raj stał się stałym punktem wyprawy przez całe miasto, ba przywożę stamtąd nawet pamiątki. Jedną z nich są cukierki - rurki czekoladowe ze śmietankowym nadzieniem - Konafetto.

niedziela, 10 maja 2015

Łużyckie Praliny, Caramel&Crispy

Wyobraź sobie sytuację. Stoisz w kolejce do kasy, przed Tobą mnóstwo ludzi z jeszcze większą ilością przedświątecznych zakupów. Sam/sama masz kosz wypełniony po brzegi. Masz świadomość, że przeczekasz bite pół godziny zanim, może jakimś cudem, uda Ci się miłej pani podarować banknoty i po prostu wyjść. Co robisz w tym wolnym czasie? Tupiesz nogą? Nucisz wesołą piosenkę? Popełniasz harakiri tępym widelcem? A może po prostu rozglądasz się: to na lewą to na prawą stronę? 

Mnie z tych trudnych chwil uratowało właśnie przeglądanie produktów przy kasie. Nie powiem, żeby było to górnolotne zainteresowanie ale napewno absorbujące. Kiedy tak mój wzrok prześlizgiwał się po kolejnych produktach, które znałam, lubiłam lub nienawidziłam. Wreszcie zatrzymał się (co nie dziwne). Dziś na blogu produkt z przypadku Łużyckie Praliny - Caramel&Crispy.

sobota, 9 maja 2015

Ritter Sport, Nugat

Lekko zażenowana i może ciut zawstydzona, muszę przyznać, że nigdy (przez moje 22 lata marnego żywota) nie jadłam czekolad Ritter Sport. Ba, nie kusiły mnie one, zawsze mijałam je szerokim łukiem, nawet na nie nie patrząc. Wiele zmieniło się, kiedy zaczęłam przeglądać blogi o "słodyczowej" tematyce. Na każdym, a przynajmniej na większości, znajduje się choć jeden egzemplarz. Miałabym być gorsza? :) Zwłaszcza, że opinie w większości przypadków zachęcają do sięgnięcia łapką po kwadratowe opakowanie. 

Tym razem, znów nie ja dokonałam zakupu. Chociaż nie, ja wzięłam tabliczkę (a raczej 250gramową tablicę) po konsultacjach z moją Mamą, a raczej jej namowach: "Dziecko weź ją sobie, długo będziesz tak patrzeć jak sroka w gnat?". Przecież jestem dobrą dziewczynką, muszę słuchać Mamusinych rad! Moja mama jest kochana, wspominałam już Wam o tym! :)

Nie spieszyłam się zbyt z otwarciem, nugatowa Ritter'ka przeleżała prawie 3 miesiące w magicznym pudle, czekając na dobrą okazję. Majówka okazała się idealna! Z resztą tak jak planowałam, zrobiłam "cheat meal". I tak same z siebie powstały recenzje :).

Otworzeniu, nie wiedzieć czemu, towarzyszyły emocje. Dziecięca radość, pomieszana z ciekawością! Nie ma co przedłużać - dziś na blogu, po długim wstępie - Ritter Sport, Nugat.

czwartek, 7 maja 2015

Muller, Mullermilch Kokos

Z kim przystajesz, takim się stajesz. Tak mawiają lub chociaż podobnie. Chodzi o sam sens. Mianowicie nie raz i nie dwa spotkałam się w tym  naszym blogowym światku, z opiniami na temat produktów Mullera. I tak, znalazłam się na plaży w ciepłych krajach z drinkiem z palemką w łapce, za sprawą Muller Mix, Caribic (almond crunch+coconut jogurt), world edition. Mówię, pójdę w to dalej.. Bo skoro Muller ma tyle różnorakich produktów, a okazały się po prostu naprawdę dobre.. Stąd dzisiejsza recenzja - krótka i zwięzła - Muller, Mullermilch Kokos.

wtorek, 5 maja 2015

Mars, Twix Cappuccino

Są nowości, są limitki, które wprost pchają mi się w ręce. Są produkty, które pojawiają się raz na jakiś czas, by później znów zniknąć na kilka lat. Są rzeczy, które trzeba zjeść, bo może "to jedyna okazja?". Są słodycze, które po prostu bezpardonowo lądują w moim koszyku.

poniedziałek, 4 maja 2015

Mars, Maltesers

Zawrotne, majówkowe tempo życia nie pozwoliło mi dodawać wpisów. Cóż, żyć trzeba dla życia, a nie dla wpisów na blogu :) Tak czy siak, z okazji mojego "cheat daya" mogłam "bez wyrzutów sumienia" przetestować kilka produktów, które zaprezentuję na mojej różowej stronie.

Maltesers to produkt, który już rok temu poznałam dzięki mojej Przyjaciółce. Ta po wakacjach spędzonych w UK przywiozła mi je w prezencie. Wtedy zachwyciły mnie niesamowicie, z żalem wielkim wyjadałam ostatnie sztuki z jarzeniowoczerwonego opakowania. Jak było tym razem?

Chyba zacząć powinnam od samego zakupu. Pewnego dnia, nie powiem nawet niedawno, wybrałam się na biedronkowy fit-shopping. Wiadomo - twarogi, serki wiejskie, warzywa, owoce.. I kiedy tak przechadzałam się po zatłoczonym żółtym molochu, zobaczyłam je z daleka. Tak Maltesers we własnej "osobie". Nie mogłam ich nie wziąć. Chociaż jeszcze kilka dni wcześniej zarzekałam się u Olgi, że nic nowego, nic słodkiego nie trafi do mojej magicznej skrzyni.. Nie mogłam się oprzeć. Cała ja.

I wreszcie nadszedł dzień ponownego bliższego spotkania. Próby generalnej. Smakowania i rozkoszowania się cudem.. Którego tak do końca nie mogę rozgryźć. Bo czym to w ogóle jest? :) Zaczynamy!

sobota, 2 maja 2015

Piątnica, Jogurt typu greckiego z jagodami 0% tłuszczu

Otwieranie się na kolejne produkty przychodzi mi mimo wszystko dość łatwo. Nie powiem, że zawsze mam "spokojną głowę", jednak staram się nie panikować. Czasem ciężko jest mi robić kolejne testy. Odwlekam ten, który zaplanowałam na majówkę. Taki margines z "backstage'u" 

Jogurty smakowe były dla mnie czymś zakazanym przez ostatni jakiś czas. Przez prawie dwa lata nie miałam nic podobnego w ustach. Wiem, że to chore. Dlatego próbuję. Kosztuję nowych rzeczy, niekoniecznie zdrowych. Pakuję w siebie słodycze, by uwierzyć w to, że nie są one złem totalnym. Bycie FIT mnie przerosło. Jednak ja jestem silna, dlatego dziś owoc kolejnej z bitw o samą siebie - krótka recenzja jogurtu Piątnicy.