wtorek, 5 kwietnia 2016

PurellaFood, Chlorella Natural Energy Bar Żurawina & Jagody Goji


A co jeśli powiem, że dla mnie osobiście "inżynier" nic nie znaczy? Co jeśli.. To jedynie trzy literki z małą jak pchła kropką na końcu? Co jeśli przyjmę, że mogę te znaczki wypisać jedynie "na nagrobku"? Co w przypadku, gdy tak na serio nic A NIC to nie zmieniło? We mnie? Nic, prócz tego.. Że od inżyniera więcej się wymaga. Chyba. A może po prostu ode mnie.. Wymagania wymaganiami jednak.. Ja po prostu nie mam czasu. Na nic. Na przyjemne posiedzenie przy wodzie z cytryną i lodem (tudzież smakowym piwie na przykład), na beztroskie wsłuchiwanie się w śpiew ptaków (przeglądanie tuba opcjonalnie).. Na spacer, spotkania, na zrobienie sobie brwi. Na cokolwiek. Nie wspominając o pisaniu - blogowaniu..

Kilka dni temu.. Co ja gadam.. Prawie dwa tygodnie temu (jakim cudem to tak szybko minęło??) przedstawiłam Wam pierwszą z recenzji produktów od purellafood.pl - Enjoy Pure Life!. Recenzję o tyle ciekawą (skromna ja!), zaskakującą - bo bardzo pozytywną. O dziwo. Nie, żebym była jakaś.. Wiecie.. Uprzedzona. Czy tam coś! Dziś wracam do Was ponownie, również z produktem od Purelli (którą nawiasem mówiąc kocham miłością bezwzględną), również z batonem i również energy bar'em - jednak w innej wersji smakowej. Bo z żurawiną i jagodami goji - tak, z tym do Was dziś wkraczam.

Nadmienię tylko, tak po krótce - jak to ja (abstrahując.. dlaczego ja zawsze się tak rozdrabniam zamiast pisać konkrety? wie ktoś może?) - że do tej próby podeszłam już spokojniej. Po prostu wiedziałam.. Wiedziałam (miałam nadzieję, dobry Boże) że się nie otruję. Ot prosto z mostu. Zwijamy żagle i płyniemy w stronę opisu. Zapraszam na pokład!


Co do opakowania. No czerwona wersja wersji pomarańczowobaobabowej. Równie, a może nawet bardziej, piękne. Jakby bardziej eleganckie, bardziej.. No ładniejsze, lepiej się komponujące, uzupełniające - nie będę motać. Po prostu mi się spodobało, nawet mimo swej prostoty (ale dostojnej!).

Drżącymi z podniecenia dłońmi rozpieczętowałam białą folijkę. I już niemal piałam z zachwytu.. Kiedy dotarło do mnie, że zapach który wydobywa się z powstałej dziurki.. Wcale nie był tak przyjemny jak poprzednio. Ba! Była to woń bardziej intensywna, bardziej dusząca, bardziej dymno - pieprzowa. Ostra. Doświadczona już, nauczona - wiedziałam że zapach ten będzie jedynie mocniejszy (czego się jak cholera obawiałam). I faktycznie miałam czego. Po przełamaniu batonik nabrał.. karmorybnego aromatu. O ile "aromatem" nazwać to można. 


Batonik, równie prześmieszny i przeuroczy - ze względu na kolor, urzekł mnie w podobny sposób co wersja o smaku pomarańczowym. Był no. Słodki taki, inny, jak wyrwany z kontekstu - lub leśnego mchu może? Zielony niczym bór, z jaśniejszymi kawałeczkami. I tymi no przeprzeprzeeepięknymi czerwonymi piegami. Nawiasem mówiąc, że tak działa, tak ekscytuje mnie jedzenie.. Jeny.

Sama próba przełamania zielonego stwora na pół była wyzwaniem, innym niż poprzednio. Energy bar okazał się być bardziej zbitym i twardym (skurw.ehkmekhm). Lepiej, gorzej? Nie oceniałam. Choć nie powiem, przez sekundkę przestraszyłam się: możliwego rozczarowania.


Show czas zacząć! Smak. I nie było zaskoczeniem, kiedy w mej buzi rozpłynęła się, niczym wylewająca z koryta rzeka, słodycz - zdrowa porcja cukrowego strzału. Jednak słodycz zupełnie odmienna, inna niż w wypadku Chlorelli w wersji Pomarańcz&Baobab. Nie wiem dlaczego, jaki to ma związek z produktem ale prócz takiego dziwnego smaku karmy dla rybek (to zrozumiałe chyba przy chlorelli, nie?) czułam zdecydowany posmak orzecha włoskiego. Wiele słodszego, wiele bardziej stonowanego - mniej goryczkowego. Nie wiem dlaczego ale gdzieś z tyłu głowy byłam święcie przekonana że to właśnie batonik o smaku zminiaturyzowanego, orzechowego mózgu. O dziwo mi to smakowało, choć włoskich - jak i fistaszków - nie znoszę. :) Co do konsystencji. Równie zbito - rozbita co poprzednio. Dziwna ale w swej dziwocie intrygująca, wciągająca. Na tyle ciekawa, że ma się ochotę kręcić buzią w nieskończoność. Czy wystąpił jakiś "WOW EFECT", coś co totalnie "Cię kupi", coś totalnie urzekającego - jak szczypawka na języku w Chlorelli pomarańczowej? I tak i nie. Nieco uwiódł mnie, przyznam, kwaśnawy (co ważne - wyczuwalny!) posmak żurawiny (może wiśni? bo wiśnią to smakowało?). No i lekkie mrowienie mięśnia gębowego również wystąpiło, jeehej!

Powiem tak, po rozdarciu papierka byłam przekonana że jedynie coś tam uszczknę, odgryzę drobinę.. A resztę oddam Bratu. Ewentualnie, opcjonalnie wyrzucę przez okno. Jednak.. Chlorella Żurawina&Jagody Goji... Z każdym kolejnym gryzem wciągała mnie tylko bardziej. Jednak sorry.. Ten zapach.. Gdybym nie musiała tego przetestować.. Nie, to było ODPYCHAJĄCE. Fu. Wnoszę o totalną przemianę tego swądu. Zmiany zajdą, będzie prawie ideolo!

Nawiasem.. Tak dobrze mi się dziś pisało że nawet tego nie czytam kolejny raz, niech idzie w świat. LoveU.



Nazwa: PurellaFood, Chlorella Natural Energy Bar Żurawina & Jagody Goji
Producent: PurellaFood Sp. z o.o.
Skład: daktyle, żurawina 24, 5%, chlorella 10%, orzechy nerkowca, wiśnia, jagody goji 1%
Waga: 30g
Wartość odżywcza (B/W/T)/100g: 8/51/12
Kcal/100g: 357
Gdzie kupić: Rossmann, Piotr i Paweł (dostałam ale info ze strony producenta)
Cena: 4.99zł (z tego co przylookałam)




Ocena: 4/5

sobota, 2 kwietnia 2016

Sante, Jazzy Bites fruit bar with cherry

Ostatnio wiele razy w ciągu dnia łapię się na tym, że mimowolnie rozmyślam o pewnych sprawach. Pewnymi sprawami są - jakby inaczej - zaburzenia odżywiania. Tu się zonkuję: po co, na serio, po co ja w ogóle do tego wracam? Ciężko do tego nie wracać kiedy to po prostu wyskakuje z lodówki! Wkurza mnie to! Czasem jak patrzę na to co robią niektóre osoby.. Mi się nóż otwiera. Przykładem takiej edmasakry jest instagram. I wiecie, ok. Jeśli ktoś chce na własną rękę włazić w to bagno.. Nie zachęcam, nie pochwalam. Ale też nie zabronię (choć bardzo bym chciała). Ale żeby to wychwalać, żeby to reklamować? Ja pitole. Przecież to nieludzkie. Nie dziwię się, że jest tego taki wysyp. Wstyd mi za takie FIT postawy. Normalnie gula mi rośnie. Czasem mam też wrażenie, że ludzie będą na mnie krzywo patrzeć, bo jem smakowe (SŁODZONE) serki i czekoladę. Boli mnie to nieco, swoją drogą. Sama najchętniej jadłabym naturalne serki i zagryzała chrupkim pieczywem.. Ale to nie dla mnie. Bo wiem z czym to się tak na serio wiąże - w moim wypadku, generalizować nie będę. No i co najgorsze.. Jak ktoś się nogami i rękami zapiera że to normalne, że tak robią wszyscy.. Nie, zdecydowane nie. Poza tym, czasem myślę.. Jej. Raczej trzeba się izolować od takich ludzi, niż z nimi przebywać. Bo po co? Siedzieć w tej czarnej dupie bo tak wygodniej? Ogarnijta się. I nie wkurzajta. Tyle. Nie komentujcie tego, bo ja nie chcę wywołać burzy. Ale siedzi to ostatnio we mnie.. A cóż. Nie mogę się uruchamiać. Zbyt dużo przeszłam żeby się cofać z winy innych. Aaaaaaaaameeeeen.

Produkt Sante w wersji truskawkowej już za nami. Nie będę tu kolejny raz przybliżać co, po co i dlaczego. Najchętniej serwowałabym Wam recenzje czekoladowe, po prostu naładowane testos.. Cukrem.. Jednak.. "Just can't." Może z czasem.. Także no.. Jej no po prostu zapraszam na recenzję Jazzy bites w wersji wiśniowej - czy tam czereśniowej.

czwartek, 31 marca 2016

Ehrmann, GrießTraum Tiramisu

Kochani moi! Dziś na wstępie odśpiewajmy wspólnie radosne "Sto lat"! Ostatni wpis bowiem okazał się wpisem setnym, a i dziś SA zdobyło setnego obserwatora! Możemy odśpiewać te melodyjne życzenia razy kilka, ponieważ słodki instagram w ogóle przeszedł samego siebie.. Rosnę jak na drożdżach :D Yey!

Przed świętami wybrałam się na małe przedimprezowe zakupy. Prócz paru ciuchów postanowiłam kupić coś super na bloga (tak serio poszłam po alkohol no ale dobra). I tak łaziłam po pewnym molochu, potocznie zwanym Auchanem w celu wynalezienia czegoś co mi się choć trochę spodoba. Krążyłam jak sęp, namierzając swoje ofiary. I znalazłam! Znalazłam i przedstawiam. Ehrmann GrießTraum Tiramisu. Przepraszam.. Chyba nie mam weny na więcej wypocin. Poza tym.. Produkt niewymagający to i ja się nieco opuszczę :D

Muszę kupić lampy.. Koniecznie..

wtorek, 29 marca 2016

Wawel, Peanut Butter

Hello my Strong, Strong Friends! Przepraszam na wstępie za tę absencję. Wiele się działo.. Przede wszystkim - przygotowania do świąt, które w tym roku odbywały się w moim domu. Sprzątanie, gotowanie.. Jej. Musiałam też odpocząć. Nie uwierzycie ale od dwóch dni śpię po 15 godzin (po tych bezsennych nocach i ostrym zapierniczu, no kurcze, przyda się). Poza tym co najgorsze i najważniejsze.. Rozchorował mi się Pies. Brzmi śmiesznie i dziecinnie ale.. Dzięki Niej.. Żyję. Moja sytuacja w październiku mnie nie wzruszała. Machałam ręką na rodzinę i przyjaciół. Ale z tego anorektycznego amoku.. Obudziła mnie właśnie Psina. Musiałam się Nią zająć. Tyle. Ze względu na jej krytyczny stan, równie marny jak mój pół roku temu - w ratowaniu się wzajemnie jesteśmy 1:1. I niech tak pozostanie.

Miałam coś jeszcze nadziergać ale zapiszę to sobie i dodam kiedyś tam, nie chce przedłużać. Sama padam na twarz, a i Wam zapewne nie chce się czytać tej "litanii loretańskiej". To co - go.

Zacznę od małego, krótkiego, zwięzłego akapitu (ta, jak zwykle). Od czekolad stronię od.. Ooooho.. Kilku miesięcy. Nie będę tu ściemniać, bo to nie w mym guście - po prostu ciężko mi jeść coś z kategorii "od-tego-na-bank-przytyję". Mimo, iż me ciało jest już zdrowe, grubsze (napisałabym ohydne i odrażające aczkolwiek staram się nie nakręcać i uruchamiać). Głowa dalej do wymiany. No co zrobię jak nic nie zrobię. Jednak. Kiedy tak maszerowałam przez Biedronkę, noga za nogą. Zobaczyłam toto. Wiem, żadna nowość. Jednak cóż. Dla mnie masło orzechowe to "krUl". Masło orzechowe połączone z czekoladą to w ogóle kompilacja "bogUw". Wzięłam toto do ręki. Oczywiście stałam jak widły w gnoju przez dobre pare minut "wziąć - nie wziąć? zjem - nie zjem?". Nie przedłużałam (i tak wyglądałam nazbyt dziwnie), ujęłam mocniej i pobiegłam przed siebie. Tym sposobem mogę Was zaprosić na coś wyjątkowego. Usiądźcie wygodnie. JESZCZE WYGODNIEJ MÓWIĘ! Na tapecie coś zupełnie innowacyjnego na polskim wybrakowanym nieco rynku - czekolada Wawel w wersji Peanut Butter.

czwartek, 24 marca 2016

PurellaFood, Chlorella Natural Energy Bar Pomarańcza & Baobab

Wróciłam na bloga kilka tygodni temu. Powiedziałabym, że może nawet ze 2. I wiecie co prócz tego, że mam z Wami kontakt jest piękne? Że znów udało mi się zostać zauważoną (może bardziej dzięki insta) oraz docenioną. Bo dla mnie te wszystkie współprace to swego rodzaju.. Miara? Wyjdę na sierotkę Marihuankę ale.. Ja nie wierzę, że te moje wymordowane zdania da się czytać. Serio. Nie wiem z czego to wynika.. Ale zawsze ubolewam nad tym że, po prostu nic nie umiem i nic mi nie wychodzi. Podobnie mam myśląc właśnie o pisaniu. Ten kto ma wiedzieć wie.. Jak ciężko było mi tu wrócić. Niewiara w siebie robi ze mnie tchórza. Cóż. Tak czy inaczej, jak wiecie - lub jeśli nie wiecie to Was uświadamiam - tak, współpracuję z purellafood.pl. Domyślacie się co to? Nie wiecie? Bardzo możliwe. To nowa nowość na między innymi Rossmannowskich półkach. Zapraszam do zapoznania się z tą ich super zdrową ofertą, zajrzyjcie również na instagram oraz facebook - tam zobaczycie i dowiecie się jeszcze więcej.

Liczę, że ktoś tu od nich zajrzy (jeśli nie to trudno). I cóż. Wypada mi po prostu podziękować. Zawsze to robię, kultura wymaga! Podejmowałam się już współprac, jednej która zapowiadała się bosko odmówiłam po tym - jak to się mówi - "sraniu do własnego gniazda". I tym razem, mimo wszystko, byłam aż zawstydzona hojnością PureLife'a. Kopara mi opadła.. Oczy wyszły z orbit.. Także ogromne DZIĘKUJĘ z mojej strony. Kłaniam się nisko ! To cudowne, że tak przyjemnie traktuje się bloggerów (znaczy czy mnie można w ogóle nazwać bloggerem? :p). Co dodam? Z powodu tego ogromu produktów.. Może jakoś się z Wami podzielę.. W końcu.. To wszystko dzięki "moim" czytelnikom - blogowym ziomalom.

wtorek, 22 marca 2016

Sante, Jazzy Bites fruit bar with strawberry

Czasem, kiedy wydaje mi się - zwłaszcza wieczorami - że już jest lepiej robię bilans zysków i strat. Zysków w takie dni jak ten brak, straty.. Wydają się być wysokie niczym Mount Everest. Zatracić człowieka w człowieku, utrzymywać bezwładną i bezładną pustkę.. Życzyłabym sobie by moje dni bywały po prostu "ok". Kręcenie się między euforią i szałem, niepohamowaną radością a smutkiem i żalem. Tego nie da się znieść. By nie myśleć nazbyt wiele przychodzę z błahą notką. A nóż widelec komuś się przyda.

Kolejna zdrowa rzecz na blogu, zanudzę i Was i siebie. Choć z drugiej strony w tym dwudziestym-fit-pierwszym wieku.. Cóż, myślę - to tak po krótce - iż wielu chętnych na takie produkty się znajdzie. Z resztą, piszę o czym mogę i o czym mam. A staram się z całych sił by mieć. To duże wyzwanie, zwłaszcza przy tak.. Niełatwych okolicznościach? Niefortunnych? Wymagających? Odpowiednie słowo mam na końcu języka, jednak ze względu na dzisiejszą meduzę w mózgu odpuszczę zagrzebywanie się w takie dyrdymały. Przejdę do recenzji - Jazzy Bites w wersji truskawkowej.

niedziela, 20 marca 2016

Monster Energy Company, Monster Absolutely Zero

No hej! Witam Was w ten przepiękny, przecudny i jakże uroczy pierwszy dzień wiosny! Nie - tak serio jest niezły wygwizdów. Ale to już pizgi wiosenne! Super! 

Nie wiem co dziś wyjdzie z tego wpisu, mam nieco mózg jak orzeszek. Tak tak, była impreza. Pierwsza od.. Ponad miesiąca. Ja i ten mój balangowy tryb życia. Tak myślałam, że dzisiejsza notka to będzie to. Ale już wiem że nie, bo pisanie tych kilku wersów zajęło mi dobre kilka minut. Żałuję, że nie pisałam wczoraj (a miałam!), no kurcze miałam ten "słowotok". Dziś, jak jakaś rozwielitka. No, jest ciężko. Dobra, wstęp o niczym zaliczony. Przejdę do konkretów - nazbyt się motam.

Więc tak. Jestem jedną z tych osób, która truje się energetykami. Zwłaszcza kiedy mam nawał roboty, zazwyczaj w ilościach hurtowych. No nic nie poradzę. Ach, no popełniałam też mnóstwo błędów w młodości.. Wódka z Red Bullem, no regrets! Ale wracając, ostatnimi czasy. A raczej jakoś ze dwa tygodnie temu (?) pisałam tę moją żałosną inżynierkę. Czas mi się kurczył, miałam do nałożenia mnóstwo poprawek, tu mapy, tu jakieś pierdoły. A mi brak było sił. Wtedy to właśnie odkryłam szeroki asortyment napojów zakazanych. I tak wpadam tu z jednym z nich. 

Jezu, nie napiszę tej notki. Abstrahując.